Pewnie zsunęłabym ją chociaż z nosa, na chwilę, gdyby nie nieustanne przypomnienia: maseczki nosimy cały czas. A ile razy dezynfekowałam ręce? Nie policzę.
W samolocie nie ma tej radosnej wakacyjnej atmosfery, kiedy grupki starych albo nowych znajomych imprezują od momentu zamknięcia drzwi, albo jeszcze wcześniej i zabawę przenoszą z lotniskowego baru na pokład. Ktoś tam próbuje zaczepiać stewardesę, która natychmiast wysyła kolegę do obsługi i sprawa się natychmiast kończy. Personel pokładowy do minimum ogranicza kontakt z pasażerami. Nie biegają dzieci. Tylko oklaski po lądowaniu przypominają, że to czarterowy rejs. A samolot opuszczamy tak, jak weszliśmy w Warszawie, grupami siedzącymi w poszczególnych rzędach. Żeby i kontakt między pasażerami był jak najbardziej ograniczony.
Tak wygląda początek moich wakacji pod turecką Alanyą. Turcy bardzo poważnie podeszli do zagrożenia, jakim jest COVID-19 i zapewnienia turystom tak bezpiecznych wakacji, jak to tylko jest możliwe w obecnych warunkach. Na lotnisku naklejki na podłodze przypominają o konieczności zachowania dystansu społecznego i większość pasażerów się do tego stosuje. Przy meldunku w hotelu ten dystans jest już dokładnie egzekwowany, a cały nasz bagaż podlega dokładnej dezynfekcji, oczywiście tylko z zewnątrz. Przy meldunku dostaję zestaw : maseczka, płyn do odkażania rąk, i chusteczki dezynfekujące. Wszystko to zapakowane w torebkę z napisem „Staysafe", czyli „Pozostańbezpieczny". I jeszcze zestaw informacji,żeby zachowanie tego bezpieczeństwa rzeczywiście było łatwiejsze. Też z napisem „Staysafe", który przypomina się dosłownie wszędzie.
Czytaj także: Tunezja: Polacy mogą przylecieć bez testu na covid-19
W budynku, poza małymi dziećmi,wszyscy chodzą w maseczkach. Bez zakrytej twarzy i nosa nikt nie wejdzie do restauracji, czy baru. Niektórzy panowie, zwłaszcza Brytyjczycy i Ukraińcy, którzy próbują luzacko nosić maseczkę na ręce, że niby ją mają i za chwilę założą, natychmiast są upominani. Ktoś zapomniał? Nie ma problemu. Bo obok osoby, która wita gości i każdemu mierzy temperaturę, stoi duża paczka jednorazowych maseczek. Ja swoją, wielorazową, wieszam na klamce drzwi do pokoju, bo w ten sposób zawsze będę o niej pamiętać. W restauracjach nie nakładamy jedzenia sami, tylko robią to kelnerzy (oczywiście w maseczkach) oddzieleni dodatkowo od gości szybami z pleksi. Nakładają za dużo, ale i tak mniej, niż zazwyczaj robią to goście w hotelach z formułą „wszystko w cenie". Sztućce są wysterylizowane, zapakowane i bierzemy je sami.