#RZECZoBIZNESIE: Sławomir Majman: Koronawirus to tragedia dla sektora imprez gospodarczych

Jedna za drugą są odwoływane duże imprezy. Problem jest taki, że większość organizatorów targów międzynarodowych to przedsiębiorstwa z niedużym zapleczem kapitałowym - mówi Sławomir Majman, prezes zarządu Targów Warszawskich,były prezes PAIiIZ (obecnie Polska Agencja Inwestycji i Handlu), gość programu Pawła Rożyńskiego.

Publikacja: 10.03.2020 16:19

#RZECZoBIZNESIE: Sławomir Majman: Koronawirus to tragedia dla sektora imprez gospodarczych

Foto: tv.rp.pl

Będzie pan musiał odwołać jakieś imprezy targowe?

Nie, bo tak się ułożył kalendarz Zarządu Targów Warszawskich, że największe imprezy mieliśmy w końcówce poprzedniego roku. Kolejne będą dopiero w drugiej połowie. Najbliższe imprezy są dla specjalistów, dla 100-200 osób.

To, co się dzieje z koronawirusem jest tragedią dla całego sektora imprez gospodarczych. Jedna za drugą są odwoływane duże imprezy. Problem jest taki, że większość organizatorów targów międzynarodowych to przedsiębiorstwa z niedużym zapleczem kapitałowym.

Najbardziej spektakularne wydarzenie tego tygodnia, to przesunięcie jedynych na świecie targów bursztynu w Gdańsku. Przesunięto też Cavaliadę, dużą imprezę odbywającą się co roku w kilku miastach w Polsce. Imprez będzie odwoływanych coraz więcej, nie tylko dlatego, że jest logiczna potrzeba odwołania. Nastroje sponsorów i uczestników są takie, że wolą nie uczestniczyć w średnich i dużych zgromadzeniach.

Jakie są tego koszty?

Sektor zatrudnia 50-60 tys. ludzi w Polsce, którym trzeba płacić pensje. Część przedsiębiorstw organizujących imprezy zwróciła się już o pomoc do Ministerstwa Rozwoju w nadziei, że rząd coś wymyśli. Można np. uruchomić szybkie kredyty z BGK, żeby utrzymać istnienie przedsiębiorstw, czy czasowo zwolnić z CIT. Żadnych rozwiązań na razie nie widać. Gdyby to było górnictwo, to by się pieniądze znalazły. A jakieś organizacje targów, konferencji, eventy firmowe, turystyka w naszym przekonaniu nie są sektorami ważącymi dla gospodarki narodowej, chociaż jest wręcz przeciwnie.

Oprócz tego, że firmy muszą utrzymywać personel, są jakieś inne straty? Trzeba płacić odszkodowania?

Takiego zagrożenia nie ma. Trudno mówić o odszkodowaniach, kiedy mamy nadchodzącą epidemię. Najgorszy jest to, ze problem dotyczy całego łańcucha dostaw. Są firmy, które coś projektują, budują, wynajmują obiekty, zatrudniają ludzi do prac czasowych. Cały ten łańcuch nie zarabia pieniędzy, a ponosi znaczące koszty stałe. To kilka tysięcy zdrowych, dobrze funkcjonujących do tej pory firm.

W ciągu ostatnich 20 lat nastąpił zwrot w polskiej gospodarce od produkcji do usług. Koronawirus uderza przede wszystkim w firmy usługowe, transportowe, także turystyczne. Wyraźnie rysuje się bowiem krach wyjazdów turystycznych.

Firmy zakładają jakieś scenariusze? Odwołują imprezy według jakiegoś klucza, np. zakładając, że do lata epidemia wygaśnie?

Trudno jest cokolwiek planować, bo mamy do czynienia z poznawczym szokiem. Miesiąc temu nikomu do głowy by nie wpadło, że porwą się wszystkie łańcuchy dostaw. Popatrzmy, co się dzieje z dostawami z Chin. Narzekamy, że importujemy stamtąd znacznie więcej niż eksportujemy. Teraz jest okazja, żeby spojrzeć bardziej życzliwym okiem na ten negatywny bilans handlowy. . Ponad 60 proc. importu z Chin to zaopatrzenie do polskich fabryk. Każda nowa inwestycja japońska czy koreańska oznacza wzrost importu z Chin. Komponenty do produkcji wszystkich nowoczesnych przemysłów, które funkcjonują w Polsce oparte są na imporcie z Chin. Jeżeli tam kryzys się utrzyma, a teraz tamtejszy przemysł pracuje na pół gwizdka, to będzie miał kłopoty polski przemysł farmaceutyczny, samochodowy, informatyka. Należy się modlić, żeby koronawirus odpuścił w Chinach.

Powinniśmy mniej ucierpieć niż np. Czesi czy Słowacy. Sprzątnęli nam sprzed nosa wiele inwestycji motoryzacyjnych, bardzo zależnych od rynku chińskiego i teraz mogą mieć kłopot.

Myśmy się bronili latami przed kupowaniem inwestycji. Dawaniem grantów, żeby przyjechał kolejny gigant samochodowy i zbudował kolejną fabrykę motoryzacyjną. Nawet w okresie kampanii wyborczych, gdy politycy pragnęli efektownych sukcesów mówiliśmy, że nie jesteśmy w desperacji, by płacić za inwestycje. Niestety nasi sąsiedzi zdecydowali się na monokulturę samochodową i mogą mieć poważniejsze problemy. U nas wzywam do spokoju. Urokiem polskiej gospodarki i polskiego przemysłu jest to, że nie mamy specjalności. Przemysłów, które dostarczają mniej więcej tyle samo do PKB jest 10-11.

Na ile jesteśmy mocni w imprezach targowych? Możemy iść w kierunku Niemiec, które są potęgą  wystawienniczą?

Polska gospodarka jest drugą po niemieckiej w Europie najbardziej zorientowana na targi. Bardzo dużo biznesu rodzi się podczas imprez targowych. Krakania sprzed lat, że internet i inne środki komunikowania zabiją targi nie sprawdziły się. Znaczenie przywiązywane do udziału w imprezach targowych jest w Polsce potężne.

W kontekście koronawirusa nie jest to dobra informacja.

Nie. Wszyscy wzywają teraz przedsiębiorców, żeby ich pracownicy przechodzili na pracę zdalną. To nie jest takie proste. Polska gospodarka nie jest aż tak nowoczesna. Nasze nawyki i organizacja pracy nie jest taka, żeby z łatwością przechodzić na pracę zdalną. Znaczenie kontaktów personalnych jest wyjątkowo duże.

Jak pan ocenia działania PAIH, za pana czasów  PAIiIZ? Dużo było obietnic, mowy o głębokiej reformie, wprowadzeniu 70 biur handlowych, które miały zastąpić wydziały promocji handlu przy ambasadach. Teraz mamy informacje, że w parlamencie jest projekt ustawy, która przywraca stanowisko doradcy handlowego.

Wygląda na to, że po rewolucji z 2017 r. mamy coś w rodzaju kontrrewolucji. Niechętnie wypowiadam się na temat PAIH, bo spędziłem tam 9 lat jako szef. Dokonano dobrej rzeczy, czyli zlikwidowano wydziały promocji i handlu przy ambasadach. Były to mało użyteczne dla biznesu urzędnicze i zbiurokratyzowane struktury. Co prawda często trafiali tam entuzjaści, którzy robili coś fajnego, ale nie dlatego, że system to wymuszał. System się nie sprawdzał. Reformę zapoczątkowaliśmy jeszcze my. Zamiast wydziałów przy ambasadach proponowaliśmy, żeby polski biznes za granicą wspierał system mieszany, skopiowany z krajów, którym się udało. Tylko tam, gdzie gospodarka jest mocno kontrolowana przez państwo trzeba utrzymać placówki o statusie dyplomatycznym, bo z nikim innym w Chinach czy Kazachstanie rozmawiać nie będą. W krajach o gospodarce rynkowej należy utworzyć spółki prawa handlowego na miejscowym prawie, wspierające polskich przedsiębiorców. W kolejnej grupie krajów należy rozpisywać przetargi wśród lokalnych instytucji i firm zajmujących się promocją. Powierzyć im budżet i obsługę polskich przedsiębiorców. W krajach najmniejszej ważności należy utworzyć agentów promocyjnych, których by się uruchamiało, gdy by się coś działo. Zamiast tego przyjęto jeden model. Wszędzie utworzono spółki na miejscowym prawie handlowym. Nie byłoby to wielkim nieszczęściem, gdyby zrobiono to porządnie. Żeby zabłysnąć, w ciągu 1,5 roku utworzono aż 70 biur. W dawnych wydziałach Chiny obsługiwało 10 osób i były narzekania przedsiębiorców., ze to za mało. Teraz potężne Chiny obsługują 2 osoby. W Pekinie w ogóle nikogo nie ma, bo ktoś doszedł do wniosku, że tam nie ma biznesu. Popełniono tez inne błędy . Oddziały znajdują się tam, gdzie są mniejsze obroty niż z jednym powiatem w Niemczech. Na cała Japonię jest jedna osoba.

A powołanie radców to dobry ruch?

Po 3 latach od reformy ktoś się połapał, że to nie działa. To nie miało prawa działać, bo nie było ani pieniędzy, ani ludzi, ani nawet elementarnej umiejętności, jak zalegalizować funkcjonowanie nowych biur. Ministerstwo Rozwoju, które ustawowo jest odpowiedzialne za współpracę gospodarczą z za granicą postanowiło ratować sytuację. 70 nowych placówek nie ma nic wspólnego z ministerstwem. Są dziś w strukturze PFR. MR postanowiło więc mieć swoje placówki. W Sejmie jest poprawka umożliwiająca powołanie biur radcy handlowego. Mielibyśmy te 70 niezwykle kosztownych biur, które sobie pozakładał PAIH. Nad tym biura radców handlowych o statusie dyplomatycznym. Do tego swoją sieć zagraniczną rozbudowuje państwowy bank BGK. Agencja Rozwoju Przemysłu też sobie wymyśliła, że będzie miała własne placówki. Zamiast wspierania przedsiębiorców mamy szanse na kosztowny chaos. Żadna z tych struktur nie jest do końca efektywna.

Robienie promocji za granicą jest trudne. Państwo ma ochotę do działań spektakularnych pt. „zrobimy wielką kampanię, wykupimy strony w gazetach, zrobimy reklamę dla telewizji". To na ogół nic nie daje przedsiębiorcom. Sprawia tylko dużą radość gestorom, którzy te pieniądze wydają.

To co jest najskuteczniejsze?

Informacja, matchmaking i digitalizacja. Nie mamy porządnych baz danych o żadnym kraju. Mamy od lat kłopoty z kadrami. Przyjeżdżając do jakiegoś kraju spotykałem się z radcą i jeśli siedział tam 3 lata i znał mniej osób niż ja będąc tam tydzień, to od razu wiedziałem, że nic z nim nie załatwię. Chodzi o to, żeby pracowali tam fachowcy, które znają ludzi i wiedzą do kogo zadzwonić.

Czy nasi przedsiębiorcy są w ogóle gotowi na zagraniczną ekspansję? Ich deklaracje nie napawają optymizmem.

Nie mam wątpliwości, ze główną i trwałą siła napędowa polskiej gospodarki w ostatnich latach jest eksport . Tyle, ze tylko 20 proc naszego eksportu to eksport poza Unię Europejską. Nie ma nas w Chinach, Afryce, Ameryce. Nie mam o to pretensji do polskich przedsiębiorców. Jesteśmy ofiarami własnego sukcesu. Dlaczego firma, której świetnie idzie w Niemczech, Francji czy Czechach ma się nagle wysilać i poświęcać czas i energię na wchodzenie na dalekie i nieznane rynki? Nasze sukcesy eksportowe w UE są stosunkowo świeże : świetna passa zaczęła się zaledwie 10-12 lat temu i mamy prawo się nacieszyć nowa sytuacja championów eksportu. Na dłuższą metę musi niepokoić , że prawie 70 proc naszego eksportu to eksport polskich firm z kapitałem zagranicznym, a na dodatek mamy najniższy w UE odsetek eksportujących MSP.

Jednym z zadań systemu promocji eksportu musi być hodowanie nowych polskich eksporterów, przygotowanie polskich firm do życia na szerokim świecie .

Będzie pan musiał odwołać jakieś imprezy targowe?

Nie, bo tak się ułożył kalendarz Zarządu Targów Warszawskich, że największe imprezy mieliśmy w końcówce poprzedniego roku. Kolejne będą dopiero w drugiej połowie. Najbliższe imprezy są dla specjalistów, dla 100-200 osób.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Najgorzej od pięciu lat. Start-upy mają problem
Materiał partnera
XX Jubileuszowy Międzynarodowy Kongres MBA
Biznes
Bruksela zmniejszy rosnącą górę europejskich śmieci. PE przyjął rozporządzenie
Biznes
Niedokończony obraz Gustava Klimta sprzedany za 30 mln euro
Biznes
Ozempic może ograniczyć picie alkoholu i palenie papierosów