Wisła Kraków, która jest na skraju bankructwa, zdecydowała się na pozyskanie finansowania w drodze equity crowdfundingu. Zbiórka pieniędzy wystartowała we wtorek rano. Łączna kwota do zebrania to 4 mln zł. I choć na zbiórkę przewidziano 28 dni, to już we wtorek po południu licznik pokazał 2 mln zł. Do inwestorów ma trafić docelowo 40 000 akcji, co stanowi 5,115 proc. wszystkich walorów klubu. To oznacza, że Wisła wyceniona została na 74,2 mln zł.
– To rekord polskiego equity crowdfundingu. Jeszcze nigdy nie odnotowaliśmy tak dużego zainteresowanie emisją na naszej platformie. Dodam też, że jeszcze żaden pierwszoligowy klub piłkarski na świecie nie finansował się w ramach tego typu zbiórki pieniędzy. Wisła jest pod tym względem pionierem w skali globalnej – mówi Arkadiusz Regiec, szef platformy Beesfund. Zainteresowanie akcjami było tak duże, że rano zawieszała się strona platformy. Po południu statystyki na Beesfund.com pokazywały, że łączna liczba inwestorów przekroczyła 4,1 tys. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę fakt, że średnio na jedną emisją na Beesfundzie przypada 420 inwestorów.
Skala zainteresowania całą akcją była jednak do przewidzenia. O problemach Wisły Kraków wiadomo od dawna i sprawa była często komentowana w mediach, nie tylko sportowych. Można więc powiedzieć, że „akcja ratunkowa" w postaci equity crowdfundingu była tutaj strzałem w dziesiątkę. O ile bowiem zazwyczaj emitenci muszą się mocno nagimnastykować, by pozyskać inwestorów, to tutaj grupa potencjalnych darczyńców była jasno zdefiniowana i wręcz zdeklarowana. To kibice klubu gotowi wesprzeć swoich idoli. Zakładając, że każdy nabędzie jedną akcję (cena to 100 zł), to można śmiało liczyć na to, że uzbiera się prawie cała docelowa kwota. W końcu stadion przy ul. Reymonta ma ponad 33 tys. miejsc.
Emisja akcji Wisły wywołała oczywiście falę komentarzy w mediach społecznościowych. Nie wszystkim spodobało się to, że equity crowdfunding został użyty w celach ratunkowych. „Czy inwestowanie to działalność charytatywna? Mam mieszane uczucia wobec zbiórki na Wisłę ukrytej pod płaszczykiem (pseudo)inwestycji. Kupno karnetu na wiosnę czy koszulki z napisem Błaszczykowski, jestem jak najbardziej za" – pisał na Twitterze Zbyszek Papiński, autor bloga finansowego App Funds.
Nie do końca zgadzał się z tymi uwagami Paweł Juszczak, główny analityk w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych. „Na to nie można patrzeć w standardowy sposób. Wiele osób nie widzi w tym typowej inwestycji, te akcje mają dla nich wartość sentymentalną, chcą mieć swój udział w odbudowie klubu, czuć się jego »współwłaścicielami«, mieć oprawiony w ramce papierek z nazwą ulubionego klubu" – odpowiadał w komentarzu Juszczak.