Protekcjonistyczne działania zdarzają się w każdym kraju Unii Europejskiej – to m.in. subsydiowanie działalności, przepisy chroniące jakąś grupę lub dające przywileje wybranej grupie, zawiłe procedury i wymagania dla firm chcących wejść na dany rynek i inne pozataryfowe bariery.
– Takie działania uderzają w główny cel, jaki przyświecał powstaniu UE, czyli stworzenie wolnego jednolitego rynku – mówił Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, podczas środowej prezentacji raportu „Protekcjonizm gospodarczy w UE".
– Sama Komisja Europejska wyliczyła, że gdyby udało się uniknąć wszystkich przeszkód w handlu towarami, unijna gospodarka zyskałaby 183 mld euro, czyli 1,2 proc. PKB całej Wspólnoty – dodał Arak.
– Komisja Europejska ma za zadanie zwalczać protekcjonistyczne zachowania. Dlatego w naszym raporcie skupiliśmy się nie tyle na takich działaniach, ile właśnie na reakcjach Komisji – podkreślał Piotr Semeniuk, ekspert PIE.
Wnioski są dosyć zaskakujące. – KE zdaje się nie traktować państw członkowskich w równy sposób przy zwalczaniu niektórych aspektów protekcjonizmu – mówi Semeniuk. – Szczególnie uprzywilejowane są kraje „starej" Unii, w tym te największe – Niemcy i Francja. Nie chcę przez to jednoznacznie powiedzieć, że tzw. nowi członkowie UE są dyskryminowani. Być może różnice wynikają nie z nastawienia Komisji, ale z tego, że „stare" kraje potrafią lepiej zadbać o swoje interesy, mają dobry system lobbingu i są bardziej elastyczne w kontaktach z KE – dodaje.