Ponad połowa firm rodzinnych nie przetrwa teraz dłużej niż miesiąc bez zwalniania pracowników, a jeśli epidemia i blokada gospodarcza przedłużą się do połowy kwietnia, to co czwarta będzie musiała zwolnić całość albo niemal całość załogi. Kolejne 14 proc. mówi o zwolnieniu ponad połowy pracowników - wynika z przeprowadzonego z wtorku na środę sondażu, który objął 910 rodzinnych przedsiębiorców – od mikro do dużych firm z całej Polski.

Wyniki ankiety fundacja przekazała już do Ministerstwa Rozwoju pilnie apelując o pomoc dla familijnego biznesu. Tym bardziej, że dla 83 proc. ankietowanych przedsiębiorców firma jest jedynym źródłem utrzymania rodziny.

- Liczymy na to, że urzędnicy w Ministerstwie Rozwoju wezmą wyniki ankiety do serca i przygotują plan, który pomoże uratować jak najwięcej firm, a co za tym idzie – byt rodzin wielu właścicieli, a także rodzin pracowników – mówi Katarzyna Gierczak-Grupińska, prezes Fundacji Firmy Rodzinnej, która wraz z polskim naukowcem współpracującym z Uniwersytetem Stanforda w USA, Robertem Kowalskim, była inicjatorką badania.

Jak wynika z ankiety, rodzinnym firmom najbardziej zależy teraz na zwolnieniu z opłat ZUS i płatności podatków. Co dugi rodzinny biznes apeluje też na dofinansowanie wynagrodzeń pracowników na przeczekanie chorobowego- tak by zasiłek chorobowy ZUS płacił już od pierwszego dnia zwolnienia. W tej chwili przedsiębiorca za taką nieobecność musi płacić podwójnie: składkę do ZUS i wynagrodzenie dla pracownika, choć praca wykonywana nie jest, a nawet potrójnie, gdy do wywiązania się z kontraktów potrzeba zatrudnić kogoś na zastępstwo lub zapłacić innemu pracownikowi nadgodziny – zwraca uwagę Katarzyna Gierczak Grupińska. – W obecnym czasie może to być jedna z głównych przyczyn bankructwa wielu firm, szczególnie w branży produkcyjnej – dodaje.