Handlowi wystarczy nie przeszkadzać

W dyskoncie można znaleźć ok. 3 tys. pozycji, a w małym sklepie 5–6 tys., czasami nawet 9 czy 10 tys. Do najtwardszego lockdownu wielu klientów nie miało tej świadomości – mówi Maciej Ptaszyński, wiceprezes Polskiej Izby Handlu.

Publikacja: 30.04.2021 03:20

Jaki był to rok dla handlu?

Maciej ptaszyński: Zupełnie różnie odczuły go różne segmenty rynku. Wystarczy popatrzeć choćby na sektor galerii handlowych: jak różny efekt wywołał szereg ograniczeń nałożonych na handel. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w butikach odzieżowych, inaczej jest w przypadku sprzedawców książek czy wysp handlowych, a jeszcze inaczej w przypadku największych najemców.

Paradoksalnie duże centra w największych miastach mocniej odczuły skutki niż małe.

Są różne formaty samych galerii, czasami są zbudowane wokół jednego np. spożywczego sklepu wielkopowierzchniowego, a czasem są to wielkie galerie w dużych aglomeracjach z setkami sklepów w jednym miejscu. Już tylko w tym sektorze rynku można różnicować efekt pandemii, a nie opuściliśmy nawet sektora galerii. Rynek handlowy bardzo różnie poradził sobie z tą sytuacją. Na drugim końcu mamy sklepy mniejsze, które są zrzeszone w sieciach franczyzowych, czy dyskonty, które na polskim rynku stanowią oddzielny świat.

Mniejsze sklepy zyskały?

Dotychczas klienci nie mieli często silnej świadomości, że tak dużo te sklepy oferują. Aż do najtwardszego lockdownu na przełomie marca i kwietnia 2020 r., kiedy zauważyli, jak strategiczne z ich perspektywy są małe sklepy oraz jak są potrzebne. Że nie wszystko da się załatwić w dużych placówkach, w małych jest ciekawszy asortyment. Klient w dyskoncie może znaleźć ok. 3 tys. pozycji, w małym sklepie 5–6 tys., a czasami nawet 9 czy 10 tys. Są też lokalne marki, których

w dyskontach nie znajdziemy. W dyskontach znaczny procent sprzedaży to marka własna. Nic w tym złego, tylko prowadzi do ujednolicenia oferty. Statystyczny producent żywności do dyskontu dostarcza dwa–trzy produkty ze swego portfolio, a do małego sklepu znacznie więcej, przynajmniej kilkakrotnie.

Dla klientów marki lokalne mają duże znaczenie, często nawet w dzielnicach są różni dostawcy np. pieczywa czy nabiału.

Sklep osiedlowy to mniejsza powierzchnia, łatwiej utrzymać jest w nim czystość i standardy sanitarne. Od razu widać, ilu jest klientów – w dużym trzeba ich liczyć. Mówienie o zaletach sytuacji związanej z pandemią jest nie na miejscu, ale zmianę zwyczajów zakupowych, jaką ona spowodowała, należy ocenić dobrze. W handlu w Polsce mamy unikalny model, w innych krajach operuje na nim mniej podmiotów, dominuje unifikacja z wyraźną przewagą kilku sieci. Doszło do tego, że wręcz rewitalizuje się pewne formaty. W Polsce wystarczy nie przeszkadzać, co najwyżej pomóc w tym, aby strukturę rynku zachować.

Od lat liczba małych sklepów spadała tysiącami, przed pandemią to wyhamowało.

Małe sklepy generalnie radzą sobie dobrze, ale pod warunkiem, że działają w ramach struktur – grup zakupowych, sieci franczyzowych czy spółdzielni.

Na rynku ważna jest cena, a można ją zaproponować klientom na satysfakcjonującym poziomie, tylko stosując ekonomię skali. W Polsce producenci mają skłonność do preferowania dyskontów. Jednak integracja rynku będzie postępowała, będą rosły systemy franczyzowe, co daje zupełnie nowe możliwości. Pozwala chociażby na wspólną analitykę. Dane z jednego sklepu nie pozwalają znacząco określić, jakie są preferencje zakupowe klientów, jednak gdy mówimy o tysiącach sklepów – wówczas już tak. Analizowanie tak dużych zbiorów danych pozwala na wyciąganie wniosków, dla firm to cenne informacje, na podstawie których lepiej wiedzą, co mają zamawiać.

Skoro system działa sprawnie, po co ustawa o franczyzie?

Trwają prace nad kodeksem dobrych praktyk zainicjowane przez rzecznika małych i średnich przedsiębiorców, franczyza jest uregulowana w kodeksie cywilnym. Nie ma potrzeby pewnych spraw przeregulowywać – nikomu nie wychodzi to na dobre.

W przypadku systemów franczyzowych mowa o 88 tys. podmiotów operujących w ramach 1,5 tys. systemów. To mówi samo za siebie, popularność tego modelu pokazuje, jak wartościowe to rozwiązanie i jak się sprawdza w realnej działalności.

Skłonność do regulacji idzie dalej, pojawił się choćby podatek cukrowy. Klienci zmienili zwyczaje, a sklepy?

Jest zdecydowanie za wcześnie na wyciąganie wniosków, wciąż nie mamy danych za marzec, nie można podsumować kwartału. Bałbym się wyciągać daleko idące wnioski, opierając się na danych za dwa miesiące. Do tego trzeba mieć perspektywę czasową. Oczywiście rozumiemy przesłanki prozdrowotne, ale istota podatku nie cieszy. Na bardziej kompleksowe oceny trzeba poczekać.

A podatek obrotowy? Urealniono konkurencję wielkich sieci z niezależnym handlem?

Wierzymy, że podatek obrotowy służy wyrównaniu szans, ale to także świeża sprawa. Jest trochę za wcześnie na ocenę efektów. Dopiero przekonamy się, jak dodatkowe obciążenie wpłynie na politykę tych, których najbardziej dotyczy, czyli dyskontów. Jednocześnie mamy nadzieję, że to rozwiązanie da wsparcie dużej części branży szczególnie MSP, której będzie łatwiej konkurować z największymi graczami, czyli dyskontami.

Ostatnie akcje pokazują, że dyskonty nadal idą w agresywne promocje, jak choćby niedawna akcja Biedronki.

Możliwość użycia tak agresywnych narzędzi marketingowych jest związana z wielkością tych sieci i preferencyjną polityką, jaką prowadzą wobec nich producenci. Nie można tych dwóch zjawisk rozdzielać. Dla dostawców może to być interesujące, gdy otrzymują kontrakt na współpracę z wielkimi sieciami. Wtedy nie wiedzą, że na dłuższą metę utrudniają sobie rozwój, choćby zawężając ofertę. Dyskont od jednego producenta zazwyczaj wybiera dwa, trzy produkty, co oznacza brak rozwoju, uzależnienie się od odbiorcy i w dłuższej perspektywie jest ryzykowne.

Maciej Ptaszyński dyrektorem generalnym Polskiej Izby Handlu jest od 2011 r. Wcześniej dyrektor zarządzający Accor Services Polska (Edenred). Był też dyrektorem w Adecco Poland. Absolwent Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach. ?

Jaki był to rok dla handlu?

Maciej ptaszyński: Zupełnie różnie odczuły go różne segmenty rynku. Wystarczy popatrzeć choćby na sektor galerii handlowych: jak różny efekt wywołał szereg ograniczeń nałożonych na handel. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w butikach odzieżowych, inaczej jest w przypadku sprzedawców książek czy wysp handlowych, a jeszcze inaczej w przypadku największych najemców.

Pozostało 93% artykułu
Materiał partnera
Może nie trzeba będzie zapłacić?
Materiał partnera
Siła kompleksowego wsparcia pracowników
Analizy Rzeczpospolitej
Cyfrowa rewolucja w procesach kadrowych
Analizy Rzeczpospolitej
Coraz więcej technologii i strategii
Materiał partnera
Kompleksowe podejście kluczem do sukcesu