Jest to część ogólnokrajowego systemu składającego się z 11 ośrodków w kraju, transportu oraz systemu edukacji personelu. W ośrodkach w całym kraju, do których powinien trafić pacjent np. z ebolą, ma się odbywać wstępna diagnostyka, a następnie, po potwierdzeniu choroby, pacjent w specjalnej kapsule ma trafiać właśnie do Szpitala Zakaźnego w Warszawie.
Pierwsza linia obrony
– Większość pacjentów może się pojawić w Polsce, będąc już wstępnie zdiagnozowana w Afryce. Chodzi tu głównie o misjonarzy, wolontariuszy, pracowników ambasad czy biur turystycznych – podkreśla konsultant krajowy ds. chorób zakaźnych prof. Andrzej Horban. – Na szczęście wciąż miejscem, w którym choroba się głównie wylęga, jest Afryka Zachodnia. Pacjent, który powrócił z tego rejonu, powinien jak najszybciej trafić do jednego z 11 punktów w Polsce. Chodzi o to, żeby trafił najpierw do placówki jak najbliżej miejsca zamieszkania.
– Kryteria pełnej izolacji wyznaczyło Ministerstwo Zdrowia – podkreślił wiceminister Igor Radziewicz-Winnicki, otwierając tę część szpitala. – Nasz system jest o tyle ważny, że mamy do czynienia dzisiaj z transportem, który przenosi pacjenta o wiele szybciej, niż trwa okres wylęgania choroby, czyli trzy do pięciu dni.
Po co aż tak wyrafinowany ośrodek w Warszawie? Warto pamiętać, że dwa lotniska znajdujące się na Mazowszu to ponad 12 milionów pasażerów rocznie – przypominali eksperci. A jedno badanie ujemne nie wyklucza zakażenia i należy je wykonać w przypadku podejrzenia choroby po trzech dniach.
Skafander na raz
Częścią systemu są nie tylko specjalne pomieszczenia, ale również ich wyposażenie. Chodzi o specjalne kombinezony dla personelu. Kilka przypadków zakażeń wirusem Ebola było właśnie spowodowanych złymi lub źle zdejmowanymi kombinezonami.