Nie noszą mundurów. Przy opancerzonych samochodach terenowych wyglądają, jakby grali w filmie. Dobrze zbudowani faceci w przeciwsłonecznych okularach z karabinami w rękach w Hollywood mogliby wzbudzić podziw. Ale w Iraku czy Afganistanie widok najemników (dla poprawności politycznej zwanych pracownikami kontraktowymi) budzi tylko strach i nienawiść. -Zabijają na ulicach niewinnych ludzi. To nie siły bezpieczeństwa. To szwadrony śmierci - opowiadał AFP Hamid Husajn z Bagdadu. Podobne zdanie ma większość przepytywanych przez reporterów Irakijczyków.
Ta zła opinia wynika ze sposobu zachowania pracowników największych firm ochroniarskich. Ponieważ stojąc w korkach narażeni są na atak rebeliantów, wymuszają pierwszeństwo, uderzając w inne samochody. Z odbezpieczonych karabinów celują do kierowców jadących z tyłu. Nikomu nie wolno się do nich zbliżyć. Jeśli Irakijczyk podjedzie zbyt blisko, zostanie zastrzelony. Uprzedzają o tym napisy na przyczepionych z tyłu wozów kartonach. Czasem ostrzeżeniem jest seria wystrzelona tuż nad nadjeżdżającym samochodem.
Irakijczycy mówią o nich "Mossad" albo "CIA". To także z winy aroganckich "psów wojny" bitwa o serca i dusze lokalnej ludności, o której tak wiele mówią amerykańscy i polscy politycy i dowódcy, jest z góry skazana na klęskę. Dla mieszkańców Iraku nie ma różnicy między amerykańską firmą Blackwater zatrudniającą najemników a regularną armią -i jedni, i drudzy to bezwzględni okupanci.
Wśród pracowników wielkiej firmy ochroniarskiej - strzegącej między innymi amerykańskich dyplomatów -są i tacy, którzy pokazują, że jeśli tylko przyjdzie im na to ochota, mogą w każdej chwili zastrzelić grupę mężczyzn, kobiet czy dzieci i nigdy nie ponieść za to kary. Gdy 16 września pracownicy Blackwater zastrzelili co najmniej 11 niewinnych Irakijczyków, w Bagdadzie zawrzało. Władze zażądały wycofania Blackwater z Iraku. Wprawdzie Waszyngton zdołał udobruchać iracki rząd, okazało się jednak, że to niejedyna śmiertelna pomyłka tej firmy.
W 2006 roku, podczas mocno zakrapianych alkoholem obchodów Bożego Narodzenia, jeden z pracowników Blackwater pochwalił się kolegom, że idzie kogoś zabić. Zaczepki szukał w dzielnicy, w której mieszkają członkowie irackich władz. Pokłócił się z Irakijczykiem strzegącym jednej z willi, strzelił mu w klatkę piersiową i trzy razy w plecy. Jak donosi amerykański "Newsweek", przypuszczalnie tylko dlatego, że incydent miał miejsce na terenie względnie spokojnej Zielonej Strefy, firma zdecydowała się odesłać go do domu. Jednak w wielu przypadkach najemnik, który zamorduje Irakijczyka, nie musi bać się kary. Obowiązuje bowiem zasada, że Irakijczyk jest winny, dopóki nie udowodni swojej niewinności.