– To formuła sprzedaży, która sprawia, że zgłasza się mniej oferentów – dziwi się takiej polityce Maciej Wojcikiewicz, analityk z firmy CB Richard Ellis (pośrednik na rynku nieruchomości). Dodaje, że do niego informacja o sprzedaży tak dużego terenu nie dotarła.
Urzędnicy ratusza bronią się, mówiąc, że już sześciu oferentów kupiło materiały konkursowe, a jeszcze więcej zasięgało informacji. – Kto czyta ogłoszenia, ten wie. Czy to konkurs, czy licytacja – twierdzi natomiast przedstawiciel Sando, które kupiło rok temu teren zajezdni przy ul. Chełmskiej. Była sprzedawana w licytacji bezpośredniej i uzyskała bardzo wysoką cenę – 371 mln zł.
– Wprawdzie wtedy był lepszy rynek, ale jak pokazują ostatnie duże transakcje, nie tylko w Warszawie, w licytacji uzyskuje się wyższe ceny niż w konkursie – mówi Wojcikiewicz.
– Nie ma badań, które by to udowadniały – broni się wiceprezydent Jarosław Kochaniak i przekonuje, że ratusz wybrał opcję przetargu pisemnego, gdyż zwiększa ona bezpieczeństwo transakcji.Ziemię PBU trzeba sprzedać, bo to sposób na ratowanie podupadającej, zadłużonej miejskiej firmy.
– Pieniądze w pierwszej kolejności pozwolą na spłatę długów oraz na podwyższenie kapitałów przedsiębiorstwa – wyjaśnia rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk. Urzędnicy dodają, że w firmie pracuje 80 pracowników, którym w przypadku jej likwidacji groziłoby pójście na bruk. Warunki zabudowy pozwalają budować mieszkania na gruncie PBU. Mogą one zająć do 40 proc. powierzchni działki.