Rz: Pańska książka „Dwa sztandary. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim” dokumentuje, że w tym zrywie uczestniczyła nie tylko Żydowska Organizacja Bojowa, ale także Żydowski Związek Wojskowy...
Marian Apfelbaum:
Wydarzenia w getcie przeżywałem jako dziecko i nie brałem w nich bezpośredniego udziału. Uczestnictwo członków mojej rodziny w akcjach Żydowskiego Związku Wojskowego stało się nie tyle powodem, ile pretekstem do sięgnięcia po archiwalne źródła. Jestem świadomy obrazoburczego charakteru swojej książki zarzucającej olbrzymiej i powszechnie uznawanej literaturze o powstaniu w getcie zatajanie faktów.
Dlaczego ŻZW wciąż praktycznie nie istnieje w świadomości historycznej?
Władzom PRL z racji ideologii nie na rękę było przypominanie organizacji żydowskiej ściśle współpracującej z Armią Krajową oraz konspiracyjnymi organizacjami polskiej prawicy. Dodajmy, organizacji najsilniejszej podczas batalii w getcie. Jedynej, która staczała strategiczne i długotrwałe potyczki, walczyła pod dwoma sztandarami, ściągając na siebie w ten sposób „istną furię teutońską” Niemców. Jak pisał w popowstaniowym raporcie generał SS Jürgen Stroop odpowiedzialny za zrównanie z ziemią żydowskiej dzielnicy Warszawy: „Sprawa chorągwi miała doniosłe znaczenie polityczne i moralne. (...) Integrowała ludność Generalnej Guberni – szczególnie Polaków i Żydów. Flagi narodowe są takim samym instrumentem jak szybkostrzelne działo, jak tysiące takich dział. Rozumieliśmy to wszyscy (...) Reichsführer Heinrich Himmler krzyczał do telefonu: »Słuchaj Stroop, musisz za wszelką cenę zdjąć obie flagi!«”.