Indiana Jones z Sidemi

Gdy pierwszy raz wykręcam numer jego telefonu we Włodzimierzu, mam sporo wątpliwości. Walerij Juriewicz Jankowski ma przecież 98 lat. Czy warto niepokoić starszego pana, który już pewnie niewiele pamięta?

Aktualizacja: 01.07.2009 12:06 Publikacja: 30.06.2009 18:14

Wierszyna, polska wioska koło Irkucka na Syberii

Wierszyna, polska wioska koło Irkucka na Syberii

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

– Ależ proszę wpaść. Kiedy pani będzie? – pyta rzeczowo rześki głos w słuchawce. Gdy kilka dni później wchodzę do mieszkania Jankowskich, opada mi szczęka. Ani śladu niedołężnego staruszka. Drzwi otwiera wysoki mężczyzna, wprawdzie wsparty na lasce, ale mimo to wyprężony jak struna. Gdy siadamy za stołem, nalewa domowego koniaku. – Dwa, trzy kieliszki codziennie do obiadu dobrze robią na zdrowie – mówi rosyjski Indiana Jones, w którego żyłach płynie polska krew.

Jabłko od jabłoni pada niedaleko. Jego dziadek – polski student ze szlacheckiej rodziny zesłany przez cara na Syberię za udział w powstaniu styczniowym – został pionierem Dalekiego Wschodu. Na Syberię wraz z innymi więźniami szedł ze Smoleńska piechotą przez półtora roku. Po odbyciu katorgi zarządzał kopalnią złota. Potem kupił i zagospodarował półwysep Sidemi – dziś Półwysep Jankowskiego. Polował na tygrysy, uprawiał żeń-szeń, hodował konie i pracował jako geograf, ornitolog, entomolog oraz archeolog.

Historia jego wnuka Walerego jest nie mniej barwna i niezwykła. Beztroskie dzieciństwo w zbudowanej przez dziadka, Polaka, posiadłości na półwyspie Sidemi przerwane przez ucieczkę przed bolszewikami do Korei, myśliwskie wyprawy w Mandżurii i Chinach, udział w wojnie z Japonią w szeregach Armii Czerwonej, potem gułag – za „kontakty z międzynarodową burżuazją”. Dalej: Magadan, Władywostok i w końcu Włodzimierz, gdzie rodzina Jankowskich osiedliła się na dobre. Z konieczności – ze względu na zdrowie syna Arsenija, który źle znosił dalekowschodni klimat. Ale Walerij Juriewicz na zawsze pozostał człowiekiem ussuryjskiej tajgi.

[srodtytul]Nenuni Czterooki[/srodtytul]

O zesłanym polskim powstańcu Michale Jankowskim na Dalekim Wschodzie krążyły legendy. W zbudowanym przez niego gospodarstwie były m.in.: hodowla jeleni wschodnich (sika), stadnina koni i wielka plantacja żeń-szenia. Jankowski wynalazł metodę hodowli jeleni, która pozwalała uzyskiwać poroże bez zabijania zwierząt. Uzyskał też specjalną, mieszaną rasę konia – świetnie przystosowanego do miejscowych warunków i wykorzystywanego w carskiej armii. A olbrzymia plantacja żeń-szenia nie miała sobie równych ani przedtem, ani nigdy potem.

Żyjąc na półdzikim pograniczu z Mandżurią, musiał być także strażnikiem i myśliwym. – Pradziadek Michał świetnie strzelał. Stąd przydomek Czterooki. Nadali mu go Koreańczycy, którzy widzieli kiedyś, jak nie oglądając się w tył, zastrzelił kryjącego się za drzewem za jego plecami zbira z bandy Chunchuzów (chińskich rozbójników – red.), którzy w tamtych czasach grasowali po okolicy – opowiada syn Walerija Arsenij. Legenda rozniosła się poza granice Rosji. – Gdy mieszkaliśmy w Korei, niejednokrotnie słyszałem fantastyczne wręcz historie o swoim dziadku – opowiada pan Walerij.

[srodtytul]Polski herb w Korei[/srodtytul]

Walerij Jankowski nie mówi po polsku. Zna za to japoński, koreański, a nawet mandżurski. – Kiedyś mówiłem bez problemów. Dzisiaj już wiele zapomniałem. Ale wciąż jestem w stanie się porozumieć – zapewnia.

– Michał nie mógł wrócić do ojczyzny (w 1890 r. zniesiono nad nim nadzór policyjny, ale miał zakaz powrotu do Polski, na Litwę i Białoruś) – mówi Walerij Juriewicz, który studiował losy przodka m.in. we władywostockich archiwach, odbył także podróż do Wilna w poszukiwaniu informacji o udziale dziada w powstaniu styczniowym. – Stał się Michaiłem Iwanowiczem. Nie chciał, by dzieci mówiły po polsku między sobą, bo wtedy matka, z pochodzenia Buriatka, nie mogłaby ich zrozumieć – tłumaczy.

Historia małżeństwa Michała i Olgi też była, z dzisiejszego punktu widzenia, dosyć oryginalna. – Dziadek postanowił znaleźć sobie żonę. We Władywostoku był wówczas jeden fotograf Karl Szulc. To w jego albumie z fotografiami panien na wydaniu Michał znalazł zdjęcie Olgi. Wtedy na całe miasto było 15 panien – opowiada. Pionier Jankowski ruszył w konkury i podczas trzeciej wizyty u państwa Kurkutowych oświadczył się.

Ale Jankowscy nie zapominali o polskich korzeniach. Gdy po ucieczce z Władywostoku syn Michała Jurij z rodziną budował nowe gospodarstwo – kurort w Korei – dał mu nazwę Nowina na cześć szlacheckiego herbu rodziny. Dzisiaj ta posiadłość nazywałaby się zapewne gospodarstwem agroturystycznym – Jankowscy hodowali jelenie i polowali, ale wynajmowali też dacze turystom. Nieopodal znajdowały się gorące źródła Ompo.

Żywiołem Jankowskich było polowanie. Czterooki i jego potomkowie po prostu je kochali. Walerij Juriewicz nie jest wyjątkiem. – Pierwszego dzika zastrzeliłem, mając 13 lat – opowiada z dumą. Później zaczął – jak dziad i ojciec – polować na tygrysy ussuryjskie, które grasowały po wpółdzikiej okolicy. Polował na nie także w Korei i w Mandżurii. Własne gospodarstwo, które Walerij tam wybudował, nazwał Tygrysim Chutorem. – To teraz tygrys jest w czerwonej księdze chronionych gatunków. Wtedy po prostu się od nich roiło – wspomina Jankowski. Tygrys ussuryjski jest na wymarciu. W jego ochronę zaangażował się sam Władimir Putin, który, promując ginący gatunek i siebie samego, jednym cenym strzałem uśpił bestię, „ratując” towarzyszącą mu podczas spaceru po rezerwacie ekipę filmową. A do swojej internetowej witryny podczepił stronę poświęconą tygrysom. Jankowscy polowali na tygrysy naprawdę, nie na niby.

W rodzinie wszyscy znają historię, jak to dziadek Michał wziął kiedyś dwuletniego Walerkę na ręce i podniósł go do wiszącej na ścianie strzelby, by chłopczyk jej dotknął. – To był taki testament – opowiada Jankowski wnuk. Sam do dziś chodzi na polowania. Ma swoje ulubione miejsce w lasach pod Suzdalem, gdzie znajomy udostępnił mu leśniczówkę. – Ale jakie może być polowanie tu, gdzie nie ma tygrysów? Zresztą teraz już się tylko przyglądam, słucham, jak mużyki pokrzykują. Z chorą nogą nie popolujesz. Ale i tak jeżdżę co roku – mówi.

Od polowania zaczęło się też małżeństwo Jankowskich. – Po zakończeniu odsiadki i ciężkich robót Walerij przyjechał z Czukotki do wsi Tałon w obwodzie magadańskim polować na gęsi – opowiadała Irina Kazimierowna. Ona sama jeszcze była wtedy w trakcie odsiadywania wyroku i pracowała w magazynie. Tam właśnie spotkali się po raz pierwszy. – Długo to nie trwało. Wkrótce wzięliśmy ślub – wspomina. Proszę, by opowiedzieli, jak się w sobie zakochali. Uśmiechają się i jest to uśmiech pt. „ech, dziecko, co ty wiesz o życiu”. – Po prostu zrobiło się nam żal siebie nawzajem – mówi Walerij Juriewicz. Ślub był skromny, sowiecki. Wpadli do urzędu, raz-dwa zapłacili 15 rubli i wręczono im dokument. – Do dzisiaj żyjemy z tym świstkiem – śmieje się Irina Kazimierowna.

Z domu Piotrowska – podobnie jak mąż ma polskie korzenie. Podczas rozmowy cały czas wraca do gułagu, w którym spędziła 14 lat. Pierwszy wyrok dostała jako szesnastolatka – za „spisek przeciwko Stalinowi”. – Trafiłam do maszynki do mięsa. Miejscowe władze w Saratowie musiały się wykazać statystykami, więc wykryły „spisek” w szkolnym kółku matematycznym. Ktoś doniósł, że chłopcy porównywali stare i nowe wydania dzieł Lenina. A potem podczas przesłuchań ktoś inny przypomniał sobie, że na urodzinach kolegi recytowałam wiersze Jesienina – wspomina.

Łagry wyrwały Jankowskim spory kawał życia. Do gułagu trafił też ojciec Walerija Jurij, który zmarł kilka dni przed zwolnieniem. Walerij nie zna nawet dokładnego miejsca pochówku ojca. W syberyjskim lesie w pobliżu łagru umieścił symboliczną tablicę z napisem „Szlachcic Jurij Jankowski 1879 – 1956. Autor książki »Pół wieku polowań na tygrysy«”. Doprowadził też do pełnej rehabilitacji ojca w 1990 roku przez Sąd Najwyższy RFSRR.

[srodtytul]Polsce nieznany[/srodtytul]

„Był szlachcicem w Polsce, zesłańcem na Syberii, dom i sławę znalazł w Kraju Ussuryjskim. To, co zebrał, niech będzie przykładem dla przyszłych gospodarzy tej ziemi” – taki napis widnieje na pomniku Michała Jankowskiego na półwyspie, który nosi jego imię. Historia rodu Jankowskich zaczęła odżywać dopiero całkiem niedawno – w latach 90. ubiegłego stulecia. Wcześniej, przez 70 lat istnienia Związku Radzieckiego, obcokrajowcy, którzy rozwijali rosyjski Daleki Wschód, byli na cenzurowanym. A dzisiaj badacze pieją peany na część Polaka. – Dla tamtejszych krajoznawców Michał Jankowski to naprawdę ważna postać. Jest jednym z założycieli miasta, a liczy ono niespełna 150 lat historii – opowiada Paweł Śliwiński, który natknął się na ślady Jankowskiego podczas podróży do Władywostoku. Jest informatykiem, ale od kilku lat prowadzi na własną rękę badania nad nieznaną w Polsce historią „syberyjskich” Jankowskich. Innym Polakiem, który pochylił się nad losami i naukowymi osiągnięciami trzech pokoleń rodziny na Dalekim Wschodzie, jest mieszkający w Bonn doktor Eugeniusz Nowak, który poświęcił im kilka rozdziałów w niemieckim wydaniu swojej książki.

Michał Jankowski był jednym z pierwszych członków Towarzystwa Badaczy Kraju Amurskiego i jednym z fundatorów muzeum. W Muzeum im. Arsieniewa spora część ekspozycji założycieli Władywostoku poświęcona jest Jankowskim. Eksponowane jest tam wykute w kamieniu piętno „JA”, które Jankowscy wypalali na koniach ze swojej hodowli, a także fotografie i puchary wygrane przez nich w zawodach jeździeckich. Muzeum regularnie organizuje poświęcone rodzinie konferencje, tzw. Jankowskije Cztienija, i opublikowało niedawno obszerną biografię rodu: „Jankowscy” autorstwa Tatiany Kusznarowej. Władywostocka Biblioteka im. Gorkiego wydała też w serii „Krajoznawcy Kraju Nadmorskiego” książkę o wnuku dalekowschodniego pioniera – „Walerij Jankowski”.

Jankowski poświęcił kilkadziesiąt lat na pisanie o Dalekim Wschodzie, tygrysach, żeń-szeniu, ale przede wszystkim – o rodzie Jankowskich. Dwa lata temu wznowiono wydanie jego książki „Nenuni Czterooki”. Nowa wersja, wzbogacona o zakazane wcześniej fragmenty dotyczące powstania styczniowego, nazywa się „Nenuni. Dalniewostocznaja Odisseja”. Włączono do niej też powieść ojca „Pół wieku polowań na tygrysy”. Książki Jankowskiego publikowano w Japonii, Korei, Australii, Ameryce, ale nie w Polsce. – Kiedyś, jeszcze w czasach ZSRR, już nawet nawiązałem współpracę z polskim wydawcą, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Szkoda – ubolewa Jankowski. Szkoda...

– Ależ proszę wpaść. Kiedy pani będzie? – pyta rzeczowo rześki głos w słuchawce. Gdy kilka dni później wchodzę do mieszkania Jankowskich, opada mi szczęka. Ani śladu niedołężnego staruszka. Drzwi otwiera wysoki mężczyzna, wprawdzie wsparty na lasce, ale mimo to wyprężony jak struna. Gdy siadamy za stołem, nalewa domowego koniaku. – Dwa, trzy kieliszki codziennie do obiadu dobrze robią na zdrowie – mówi rosyjski Indiana Jones, w którego żyłach płynie polska krew.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!