[b]Pana filmy są oryginalnie zmontowane. Czy długo pracuje pan przy stole montażowym? [/b]
[b]Penek Ratanaruang:[/b] Piszę scenariusz, a w trakcie zdjęć wszystko zmieniam, ponieważ duży wpływ na moją pracę mają plenery i twarze aktorów. Kręcę szybko – w ciągu 25 dni film jest ukończony, a potem zasiadam do montażu. Po kilku miesiącach zniecierpliwieni producenci zaczynają naciskać. Ale dla mnie praca nad filmem właściwie nigdy się nie kończy. Ciągle go przemontowuję. Tak samo zrobiłem z „Nimfą” po powrocie z Cannes.
[b]W „Ostatnim życiu we wszechświecie” i „Ploy” oglądamy na drugim planie dwóch odpychających bohaterów. Czy tacy też potrafią być pana rodacy?[/b]
Tajscy mężczyźni są bardzo łagodni i kobiecy, zwłaszcza w porównaniu z koreańskimi czy chińskimi supermacho. Tamte postaci są dość nietypowe.
[b]Zachodni widz odbiera „Nimfę” jak film o szczególnych związkach człowieka z naturą. Przypomina się „Piknik pod Wiszącą Skałą” Petera Weira. [/b]