We wtorek doszło do rozmowy prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z liderem Porozumienia Jarosławem Gowinem. Ale jak wynika z kuluarowych informacji krążących w Sejmie, spotkanie nie przyniosło żadnego przełomu. Co najważniejsze, Porozumienie nadal ma dysponować wystarczającą liczbą posłów, by zablokować przejście ustawy przez Sejm. Pod warunkiem oczywiście pełnej mobilizacji po stronie opozycji. Głosowanie planowane jest na czwartek. We wtorek wznowione zostało posiedzenie Sejmu, a politycy opozycji zaczęli pojawiać się w Warszawie, na miejscu – w gmachu parlamentu. Emocje rosną z każdą godziną. A kolejni politycy PiS przyznają, że głosowanie na prezydenta 10 maja jest coraz mniej pewne.
Naciski, naciski, naciski
Porozumienie nie jest jednolite w sprawie ustawy o powszechnym głosowaniu korespondencyjnym, co próbuje wykorzystać PiS. We wtorek odbyła się konferencja trzech mniej znanych polityków tej partii, którzy przekonywali, że trzeba poprzeć majowe głosowanie korespondencyjne. Byli to Jacek Szczot, Arkadiusz Urban i Włodzimierz Tomaszewski. Tylko ten ostatni jest posłem. – Nawołujemy wszystkich posłów, żeby głosowali za stabilizacją w państwie – powiedział Jacek Szczot z zarządu partii.
Reakcja była szybka. „Stanowisko zaprezentowane przez posła Włodzimierza Tomaszewskiego jest jego indywidualną opinią. Stanowisko partii Porozumienie reprezentuje jej Prezes Jarosław Gowin” – napisała we wtorek w reakcji na konferencję rzeczniczka Porozumienia i posłanka Magdalena Sroka. Kilkanaście godzin wcześniej politycy PiS oficjalnie zaczęli deklarować, że głosowanie przeciwko majowym wyborom korespondencyjnym oznacza wyjście z Kubu PiS i ze Zjednoczonej Prawicy. Wszystko wskazuje na to, że przeciąganie liny będzie trwało aż do kluczowego głosowania, czyli do czwartku. W tej chwili wygląda jednak na to, że deklaracje i działania PiS nie robią na politykach Porozumienia sprzeciwiających się majowym wyborom większego wrażenia.
Tak jak informowała „Rzeczpospolita”, jednym z argumentów mających przekonać do poparcia głosowania w maju ma być groźba przyspieszonych wyborów. Stałoby się to poprzez dymisję rządu i nieudane trzy kroki konstytucyjne mające prowadzić do wyłonienia nowego. Na końcu tej procedury są przyspieszone wybory do Sejmu – na przykład w sierpniu, równolegle z wyborami prezydenckimi. Większość naszych rozmówców jest jednak przekonana, że PiS nie zdecyduje się na taki krok nawet przy przegranym głosowaniu w czwartek. – Optyka takiego kroku w środku kryzysu gospodarczego byłaby dla PiS mocno niekorzystna – mówi nam jeden z ważnych polityków opozycji.