Nie chcę, żeby »poleciały głowy«, nie chcę nawet skazania księdza pedofila – on dziś poniesie wystarczającą karę. Chcę, żeby mój Kościół stanął w końcu na wysokości zadania i oczyścił się z tych przestępców, którzy najbardziej mu szkodzą. Nie chcę się dalej wstydzić, że instytucja, która ma głosić słowa Chrystusa, jest tak słaba i tchórzliwa”.
Wstrząsnęły mną te słowa ofiary księdza pedofila, jednego z bohaterów filmu braci Sekielskch. Wstrząsnęły podwójnie. Po pierwsze, bo jest w nich i wielkoduszność, i szlachetność młodego człowieka, który został potwornie skrzywdzony i zraniony. Po drugie, bo jakich przyszło nam dożyć czasów, gdy – pełen dobrej woli – młody, świecki katolik może zasadnie pisać o Kościele w Polsce jako „instytucji, która ma głosić słowa Chrystusa, a jest tak słaba i tchórzliwa”.