Donald Tusk mówi w Brukseli, że raport rosyjskiej komisji MAK badającej katastrofę jest „absolutnie nie do przyjęcia”.
Potem dodaje w wywiadzie dla „Polityki”: „Rosjanie nie są skłonni opisać zakresu odpowiedzialności, jaka jest po ich stronie. (...) Liczba prawdziwych przyczyn katastrofy jest większa po polskiej stronie, ale rozpoznajemy także przyczyny po stronie rosyjskiej”.
Wypowiedź tłumaczy, o co idzie spór. Rosjanie – według wszelkich znaków na niebie i ziemi – obarczają w raporcie wyłącznie Polaków: dziwne zwyczaje panujące w pułku, poziom i sposób wyszkolenia załóg, błędy popełnione w trakcie feralnego lotu.
Polacy zaś pytają: A co ze sprzętem radarowym na lotnisku? Jakie tam w Smoleńsku obowiązywały procedury? Czy były przestrzegane? Jak pracowali kontrolerzy?
Słowa Tuska wywołały w Moskwie zaskoczenie, ale nie burzę. Tam nadal obowiązuje ton koncyliacyjny – rosyjski MSZ pojednawczo komentuje, że badanie toczy się w zwykłym trybie, a polskie wątpliwości nie pozostaną bez odpowiedzi.