Pan Krzysztof zgodził się zagrać coś, co nie było przyjemne ani proste, bo podrywało mit romantycznego bohatera. Pokazał romantyzm fałszywy, podszyty słabością, alkoholizmem, trudnymi stosunkami z własnym ojcem. Pan Krzysztof wkroczył w postać odważnie, nie usiłował swojego bohatera w łatwy sposób upiększyć. Próbował go przeżyć, zrozumieć. Bardzo go za tę rolę cenię.
Potem jeszcze spotykaliśmy się przy innych filmach, ale to były drobniejsze role. Myślę jednak, że w ostatnich latach pan Krzysztof przestał być tylko aktorem. Wyrósł na ważną postać publiczną. Był wspaniałym człowiekiem, któremu przyszło zmierzyć się z ciężką chorobą. Stał się w tej swojej walce, w tym swoim poszukiwaniu bliski bardzo wielu ludziom. I na wielu ludzi wpłynął.
Dzięki temu, że był odważny, że walczył o każdy następny tydzień, miesiąc i rok, jednocześnie szukając sensu życia, ale też jakiejś racji metafizycznej dla swego odchodzenia. Przez to był postacią znacznie większego formatu niż tylko bohater publicznej wyobraźni. Był kimś realnym, kto imponował nam sposobem, w jakim znosił cierpienie i jak szukał w nim sensu.
[i] Krzysztof Zanussi, reżyser[/i]