Przejmował się zapomnianymi

Nie udało nam się zrobić Norymbergi, nie udało się osądzić komunizmu – martwił się kierownik Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych

Publikacja: 09.04.2011 01:01

Janusz Krupski w 1983 r. został uprowadzony przez SB, przewieziony do Puszczy Kampinoskiej i oblany

Janusz Krupski w 1983 r. został uprowadzony przez SB, przewieziony do Puszczy Kampinoskiej i oblany powodującym oparzenia fenolem. Od 2006 r. był kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowa-nych

Foto: Fotorzepa, BARTOSZ JANKOWSKI BARTOSZ JANKOWSKI

Pamiętam, jak w czasach studenckich Janusz pieszo pokonywał wszelkie dystanse. Z bardzo charakterystycznym ruchem ręki, sprawny i wytrwały, niezmordowany w chodach pieszych i w dążeniu do celu.

Przeciw komunizmowi

Trzeba było mieć i odwagę, i zdecydowanie, i ten rodzaj bezkompromisowości, by powiedzieć publicznie w 1973 r., że nie chcemy na KUL socjalistycznego związku studentów, spierać się o to z rektorem, a potem pojechać do prymasa Stefana Wyszyńskiego i jasno mówić, że nie chcemy na KUL socjalistycznego związku, i socjalistycznych studentów na KUL nie było.

Trzeba było mieć ten rodzaj świadomości, przekory i odwagi, by w 1974 r. razem z Piotrem Jeglińskim i Bogdanem Borusewiczem wymyślić, że sposobem na totalne kłamstwo komunistyczne jest wydawanie bibuły, czyli książek i czasopism poza zasięgiem cenzury.

Do tego był potrzebny powielacz. Planowali z Jeglińskim wyjazd do Paryża, żeby zdobyć taki sprzęt. Ale Janusz Krupski nie dostał paszportu. Wyjechał tylko Jegliński i wiosną 1976 r. przekazał wymarzony powielacz w Londynie Witowi Wojtowiczowi. A ten szczęśliwie przywiózł go do kraju.

Wieloletni proces zomowców, którzy zabili górników z Wujka, nazwał kompromitacją III RP

Tak zaczęła się papierowa kontrrewolucja. To Janusz Krupski stał na jej czele. Najpierw druk Orwella, komunikatów KOR, pierwszych numerów „Zapisu" ale już chwilę później Niezależne Pismo Młodych Katolików „Spotkania". I biblioteka „Spotkań".

Trzeba było naprawdę mieć dużo wyobraźni i niezależności, by 1977 roku w pierwszym numerze „Spotkań" wyznaczyć taki cel: „niepodległa i demokratyczna Polska. Wolna Polska w Wolnym Świecie", i dalej: „Bez niepodległości narodów Związku Radzieckiego nie odzyskamy i nie utrzymamy własnej niezależności".

Takie deklaracje czyniły człowieka w PR L wrogiem systemu komunistycznego. Jednych to przerażało, Janusz był człowiekiem, który nie ukrywał, że jest wrogiem komunizmu.

„Spotkania" były pismem dialogu, bardzo otwartym, naprawdę poza zasięgiem cenzury. „Młodopolacy" mieli nas za lewicowych katolików, ale to od Janusza Krupskiego usłyszałem po raz pierwszy o Marianie Zdziechowskim. To on referował mi analizy komunizmu wileńskiego myśliciela.

To w „Spotkaniach" mógł z tezami książki Adama Michnika „Kościół. Lewica. Dialog" polemizować ks. Stanisław Małkowski. To tu publikowali między innymi tacy autorzy, jak ks. Franciszek Blachnicki, ks. Adam Boniecki, Władysław Bartoszewski, Tadeusz Chrzanowski, Bohdan Cywiński, bp Henryk Gulbinowicz, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Stefan Kisielewski, Stanisław Krajewski, Tomasz Mianowicz, Tomasz Strzembosz, Adam Stanowski, ks. Tadeusz Styczeń, Zdzisław Szpakowski, ks. Józef Tischner, bp Ignacy Tokarczuk, kardynał Karol Wojtyła, Jacek Woźniakowski.

Trzeba było mieć niezwykłą wrażliwość historyka na pamięć o czasach najnowszych, by w trakcie karnawału „Solidarności" poświęcić się dokumentowaniu zbrodni komunistycznych na Wybrzeżu sprzed dziesięciu lat. Efekt tej pracy, dzieło Sekcji Historycznej przy Zarządzie Regionu NSZZ „Solidarność" w Gdańsku, to publikacja „Grudzień 70" wydana w paryskich „Spotkaniach" przez Piotra Jeglińskiego.

Bez ustępstw

Kompromisu z komunistami nie znosił. W najbardziej beznadziejnych momentach stanu wojennego słyszałem od niego: „Nie ma innego sensu, jak nasz kraj z komunizmu wyzwolić. Polsce to się należy i jeśli nie my, to kto to uczyni?". Nikt wcześniej tak do mnie nie mówił.

„Wróg socjalizmu" Janusz Krupski cały czas był na celowniku SB. W styczniu 1983 r. uprowadzony w centrum Warszawy przez funkcjonariuszy SB dowodzonych przez Grzegorza Piotrowskiego, przewieziony do Puszczy Kampinoskiej, oblany fenolem, traci przytomność. Mimo poważnych poparzeń ciała udaje mu się dojść do szosy, zatrzymać autobus i dotrzeć do stolicy do mieszkania późniejszej żony Joasi Puzyny. Przeżył.

Ślub z Joasią brali w Laskach późnym latem 1983 r. Potem rodziły się dzieci: Piotr, Paweł, Łukasz, Tomek, Jaś, Marysia i Tereska. Był człowiekiem wielkiej miłości i wielkiego szczęścia, bo tym była dla niego i Joasia, i ich dzieci... To była... chciałem napisać. Taka jest ich piękna miłość. Bardzo ich w tym podziwiałem i podziwiam.

Trzeba było dużej wrażliwość na dzieje najnowsze, by w czasach transformacji ustrojowej pamiętać o ofiarach stanu wojennego. Był ekspertem nadzwyczajnej sejmowej komisji do zbadania skutków stanu wojennego, a potem Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej.

„Nie udało nam się zrobić Norymbergi, nie udało się osądzić komunizmu" – mawiał ze smutkiem. Ale nie tracił nadziei. Był człowiekiem i skromnym, i nader miłosiernym. Nie wspominał o swoich krzywdach i nie pałał żądzą wiedzy o swoich oprawcach. Aż mnie to dziwiło. Ale wieloletni proces zomowców, którzy zabili górników Wujka, nazywał kompromitacją III RP. Niemożność postawienia przed sądem przez całe lata towarzyszy Jaruzelskiego i Kiszczaka traktował jako obelgę dla ofiar masakry na Wybrzeżu i stanu wojennego.

Dom, wydawnictwo i współpraca z komisjami sejmowymi to była jego rzeczywistość lat 90. W swojej firmie (Krupski i s-ka) wydawał rarytasy, wielotomową historię Kościoła powszechnego, malarstwo Józefa Czapskiego z tekstem Joanny Pollakówny, Aleksandra Jackowskiego „Bramy Nieba", a potem „Oppidium Judaeorum" Marii i Kazimierza Piechotków, „Rzeczpospolitą Podziemną" Tomasza Strzembosza, można by wymieniać długą litanię...

Dbający o wyklętych

Trzeba znowu niezwykłej siły i konsekwencji, by ową wrażliwość na dzieje współczesne zachować. IPN był nadzieją i stał się rzeczywistością. To coś zupełnie naturalnego, że Janusz Krupski w latach 2000 – 2006 był jego wiceprezesem.

Z dzisiejszej perspektywy to dość niezwykłe, ale czuł się uczniem dwu historyków: Władysława Bartoszewskiego i Tomasza Strzembosza, wdzięczność i jednemu, i drugiemu wręcz manifestował.

W 2006 roku został mianowany kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Był ministrem wszystkich kombatantów, ale najbardziej przejmował się losem zapomnianych pokrzywdzonych. Wspomagał inicjatywy pamięci o żołnierzach wyklętych, tych, którzy nie pogodzili się z sowiecką okupacją po 1944 roku, a których PRL skazywał na śmierć i urzędowe zapomnienie. Czuł wobec nich szczególne zobowiązanie. To on wspomagał inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego dotyczące uhonorowania zapomnianych bohaterów niepodległości. Groby pomordowanych, poległych, groby zapomnianych były jego codziennością. A był człowiekiem życia, życia rodzinnego i głęboko chrześcijańskiego.

Wiosną 2010 r. był zaniepokojony, że kwestia rosyjska dzieli polskich polityków, a Moskwa doskonale to wykorzystuje. Lot do Katynia z prezydentem RP Lechem Kaczyńskim uważał za swój oczywisty obowiązek i zaszczyt.

Był człowiekiem zawsze gotowym. Gotowym pójść dla sprawy w daleki marsz. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale mam wrażenie, że Joasia to rozumiała.

We wrześniu 1979 r. wybraliśmy się we dwóch w Tatry. Z przełęczy Krzyżne ruszyliśmy na dziko w dolinę Potoku Waksmundzkiego. Zejście nie było trudne. Niebo błękitne, choć już po południu. Trafił się po drodze niewielki, może trzyipółmetrowy żleb, pod nim półka i dalej już łatwy trawers. Janusz zręcznie zszedł na półkę. Czekał na mnie poniżej. Nie chciałem, by mój Start 66S (aparat fotograficzny) się poobijał, więc pakowałem go do futerału i nagle runąłem. Sekundę później leżałem na skalnej półce. Janusz przyciskał mnie do skalnego łomu. Razem patrzyliśmy, jak aparat fotograficzny leci w dół, 20, 30, 50 metrów, uderza o skalny występ i ląduje gdzieś na trawie. Zszokowany myślałem: to mogła być moja droga. – Zawsze trzeba być gotowym – usłyszałem.

Zupełnie niedawno dowiedziałem się, że jedną z ostatnich jego decyzji było skreślenie z listy przygotowanej do odznaczeń prezydenckich Tomasza Turowskiego, byłego ambasadora tytularnego w Moskwie.

 

W latach 1976 – 1988 drukarz, redaktor, kurier, kolporter „Spotkań"  i wydawnictw niezależnych. Po 1989 roku autor filmów dokumentalnych, programów radiowych i telewizyjnych m.in. „Pulsu dnia" (TVP 1), „Studia otwartego" (TV Puls), „Warto rozmawiać" (TVP). W kwietniu 2010 r. w czasie żałoby narodowej po tragedii smoleńskiej kierował publicystyką TVP 1

Pamiętam, jak w czasach studenckich Janusz pieszo pokonywał wszelkie dystanse. Z bardzo charakterystycznym ruchem ręki, sprawny i wytrwały, niezmordowany w chodach pieszych i w dążeniu do celu.

Przeciw komunizmowi

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił