Rz: Ostatnio wyobraźnię warszawiaków rozpaliła akcja firmy Adidas, która promując zdrowy, sportowy styl życia, postanowiła - w hołdzie sztuce - zamalować jeden z najbardziej znanych i najdłużej funkcjonujących w świadomości warszawiaków mural na Służewcu. Jak oceniasz te działania?
AN: Sytuacja z Adidasem jest o tyle smutna, że mur przy Wyścigach jest symbolem warszawskiego ruchu graffiti. Warto zwrócić uwagę na opór środowiska streetartowego, a także zwykłych warszawiaków, który doprowadził do zaniechania działań marketingowych Adidasa. Taka reakcja jest budująca i może świadczyć o polskiej specyfice streetartu, który przyjmuje komercjalizację jako impuls do rozwoju tego ruchu, ale jest w stanie postawić granice firmom reklamowym, gdy zaczynają one działać przeciwko samej sztuce i działalności w przestrzeni publicznej.
Czy doszliśmy do momentu, w którym street art przestał spełniać funkcję indywidualnego i spontanicznego wyrazu opinii a stał się kolejnym marketingowym narzędziem?
Z przykrością stwierdzam, że ten sam proces komercjalizacji, który na Zachodzie trwał kilka dobrych lat, u nas rozwija się w o wiele szybszym tempie. Władze miasta dopiero od niedawna wspierają inicjatywy streetartowe, dotując między innymi rocznicowe murale, a już słyszymy o sprzedawaniu miejskich galerii pod reklamy, tak jak się to działo w Barcelonie.
W swojej książce "Street art jako alternatywna forma debaty publicznej w przestrzeni miejskiej" piszesz o historii street artu. Polska powieliła trendy zachodnie, ale czy nasi artyści powiedzieli lub pokazali coś więcej w tym temacie?