Nie trzeba ratować street artu

O działalności, która z ulic trafiła na galeryjne salony rozmawiamy z Aleksandrą Niżyńską, autorką książki "Street art jako alternatywna forma debaty publicznej w przestrzeni miejskiej"

Aktualizacja: 22.04.2011 10:36 Publikacja: 22.04.2011 01:14

Nie trzeba ratować street artu

Foto: Archiwum autora, Maciej Cynowski m.cyn. Maciej Cynowski

Rz: Ostatnio wyobraźnię warszawiaków rozpaliła akcja firmy Adidas, która promując zdrowy, sportowy styl życia, postanowiła - w hołdzie sztuce - zamalować jeden z najbardziej znanych i najdłużej funkcjonujących w świadomości warszawiaków mural na Służewcu. Jak oceniasz te działania?

AN: Sytuacja z Adidasem jest o tyle smutna, że mur przy Wyścigach jest symbolem warszawskiego ruchu graffiti.  Warto zwrócić uwagę na opór środowiska streetartowego, a także zwykłych warszawiaków, który doprowadził do zaniechania działań marketingowych Adidasa. Taka reakcja jest budująca i może świadczyć o polskiej specyfice streetartu, który przyjmuje komercjalizację jako impuls do rozwoju tego ruchu, ale jest w stanie postawić granice firmom reklamowym, gdy zaczynają one działać przeciwko samej sztuce i działalności w przestrzeni publicznej.

Czy doszliśmy do momentu, w którym street art przestał spełniać funkcję indywidualnego i spontanicznego wyrazu opinii a stał się kolejnym marketingowym narzędziem?

Z przykrością stwierdzam, że ten sam proces komercjalizacji, który na Zachodzie trwał kilka dobrych lat, u nas rozwija się w o wiele szybszym tempie. Władze miasta dopiero od niedawna wspierają inicjatywy streetartowe, dotując między innymi rocznicowe murale, a już słyszymy o sprzedawaniu miejskich galerii pod reklamy, tak jak się to działo w Barcelonie.

W swojej książce "Street art jako alternatywna forma debaty publicznej w przestrzeni miejskiej" piszesz o historii street artu. Polska powieliła trendy zachodnie, ale czy nasi artyści powiedzieli lub pokazali coś więcej w tym temacie?

Myślę, że polski streetart w dużej mierze powiela wzorce z Zachodu. Natomiast charakterystyczna jest dla nas w moim przekonaniu liczba realizacji tzw. historycznych  - murali związanych z powstaniem warszawskim, szablonów w kształcie symbolu Polski Walczącej. To zapewne pokłosie działań w przestrzeni publicznej sprzed 1989 roku, które miały zawsze kontekst polityczny.

Poza tym nie jestem pewna, czy za granicą tak aktywnie na murach udzielają się piłkarscy kibice. To jest na pewno temat, który można badać porównawczo.

W swojej pracy pokazujesz też trend, który zachwyt nad street artem doprowadził do sprowadzenia artystów z ulicy do galerii, z działania non profitowego do konkretnego zarabiania kasy. Gdzie zatem podziały się idee? Czy zostały na zapomnianych murach?  Czy streetart jest jeszcze wiarygodny?

Wiarygodność street artu zależy od jego twórców. Jest wielu takich, którzy współpracując z korporacjami i sprzedając swoje prace, nadal działają na „nielegalu” w mieście pod osłoną nocy. Starają się jakoś odnaleźć w tych dwóch światach i nie obwiniałabym ich za to, że korzystają ze swojej szansy. Dopóki oddzielają swoją aktywność komercyjną od malowania na murach, są fair wobec siebie i publiczności. Część z nich w ogóle nie ma ambicji działania w przestrzeni publicznej i to już nazwałabym urban artem czyli wykorzystywanie technik i motywów streetartowych w pracach przeznaczonych do galerii sztuki i innych przestrzeni zamkniętych.  Pozostali chcą nadal wyrażać swoje emocje, poglądy na murach. Dopóki będą to robić z pasją, street art będzie wiarygodnym głosem ulicy.

Z jednej strony mamy w Warszawie i innych miastach takie działania, jak te grupy Tworzywo, Morze dla warszawy Agaty Zając i antywojenny mural autorstwa Blu, z drugiej murale coraz częściej powstają na zamówienie: miast, firm, sponsorów. Mam wrażenie, że jedna z najbardziej niezależnych form wyrazów sztuki skończyła tak samo jak wszystkie poprzednie - na ulicy, ale ku chwale mamony i PR-u.

Tak wygląda los wszelkich zauważalnych i atrakcyjnych form artystycznego wyrazu. Ktoś będzie chciał je kiedyś wykorzystać w swojej sprawie. Kwestią kluczową jest tylko to, w jakiej. Sama komercjalizacja streetartu ma też swoje dobre strony i nie potępiałabym tego zjawiska w całości. Dzięki dotacjom z miasta i zleceniom  od firm artyści ulicy mogą rozwijać swój warsztat, mają do dyspozycji lepsze materiały. Niektóre sponsorowane murale są bardzo dobre. Pełnią tylko inną funkcję w przestrzeni miejskiej, niż pierwotne graffiti czy vlepki. Przesłaniem muralu poświęconego Skłodowskiej-Curie jest popularyzacja kobiety – noblistki-warszawianki. To chwalebny cel, szczególnie, że umiejscowienie muralu przy Bibliotece Uniwersyteckiej może dodawać otuchy młodym naukowczyniom. Mural Blu też był dotowany przez miasto i to nie odbiera mu wiarygodności. Chodzi tylko o to, żeby otwarcie przyznawać, kto co dotuje i dlaczego.

Jakie wyzwania stoją dziś przed street artem? W którą stronę pójdzie jego formuła? Nie doczekaliśmy się polskiego Banksy'ego, który pokazał w swoim filmie jak łatwo zamienić ideę w komercję, ale czy dostrzegasz trendy, które mogą uratować tę formę sztuki?

Street artu nie trzeba według mnie ratować. Jeśli się sam nie obroni jako alternatywna forma sztuki, to przynajmniej dobrze na tym wyjdzie finansowo. W obu sytuacjach jest wygrany. A poważnie rzecz biorąc, mam nadzieję, że część twórców street artu będzie nas zaskakiwać kolejnymi szablonami i wrzutami nie uzgadnianymi z władzami miejskimi. Ważnym elementem sztuki ulicy jest właśnie niepewność, co nam się ukaże za rogiem przed oczami. Jeśli miasto albo komercyjne firmy będą skrupulatnie uwzględniać murale w planach zagospodarowania przestrzennego i budżetach na kolejny rok, to utraci on wiele. Osobiście będę się w najbliższym czasie przyglądać działaniom z zakresu community arts, bo w tej formie sztuki upatruję duży potencjał dyskursywny i szanse na przywrócenie rozmowy we wspólnocie.

Rz: Ostatnio wyobraźnię warszawiaków rozpaliła akcja firmy Adidas, która promując zdrowy, sportowy styl życia, postanowiła - w hołdzie sztuce - zamalować jeden z najbardziej znanych i najdłużej funkcjonujących w świadomości warszawiaków mural na Służewcu. Jak oceniasz te działania?

AN: Sytuacja z Adidasem jest o tyle smutna, że mur przy Wyścigach jest symbolem warszawskiego ruchu graffiti.  Warto zwrócić uwagę na opór środowiska streetartowego, a także zwykłych warszawiaków, który doprowadził do zaniechania działań marketingowych Adidasa. Taka reakcja jest budująca i może świadczyć o polskiej specyfice streetartu, który przyjmuje komercjalizację jako impuls do rozwoju tego ruchu, ale jest w stanie postawić granice firmom reklamowym, gdy zaczynają one działać przeciwko samej sztuce i działalności w przestrzeni publicznej.

Pozostało 85% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!