- Na razie chroni nas pogoda. Dzięki deszczom ściółka nie wysycha tak bardzo i do połowy lipca było tylko 80 pożarów. Stan zagrożenia zależy od warunków pogodowych, po tak obfitych deszczach jak ostatnio potrzeba tylko 4, 5 dni, by ściółka wyschła do niebezpiecznego poziomu - mówi zastępca dyrektora ds. naukowo-badawczych Instytutu Badawczego Leśnictwa, dr hab. Ryszard Szczygieł.

Wątpliwe jednak, by w tym roku udało się obniżyć liczbę pożarów w lasach. Do tej pory było ich już ok. 5 tys. Najczęściej lasy płonęły w kwietniu - 1,6 tys. razy. W maju i czerwcu było po ok. 1,4 tys. pożarów.

Zdaniem dr. Szczygła w dużej mierze pożary w lasach to wynik braku wyobraźni u osób, które pracują lub odpoczywają w pobliżu lasu. - Może to być iskra z maszyny rolniczej, lub lekkomyślne rozpalenie ogniska, czy rzucenie niedopałka papierosa - mówi dr Szczygieł. Jak zauważa, wysuszona brakiem przez kilka dni deszczu ściółka jest tak łatwopalna jak kartka papieru. A powstanie pożaru i szybkość jego rozprzestrzeniania się zawsze zależy od stanu ściółki. Dodatkowo polskie lasy, ze względu na swoją strukturę, w której przeważają łatwo palne drzewa iglaste, należą do najczęściej palących się lasów w Europie. - Przeważająca w naszych lasach sosna pospolita to bardzo łatwopalny gatunek drewna - mówi dr. Szczygieł.

Największe w historii pożary lasów spowodowane były przez przestarzały tabor kolejowy. Od iskry spod kół pociągu spłonęło ponad 5 tys. hektarów lasu w Potrzebowicach i ponad 9 tys. w Kuźni Raciborskiej.

W tym roku na ochronę przeciwpożarową Lasy Państwowe przeznaczyły aż 77,3 mln zł. W ubiegłym roku straty spowodowane pożarami wyceniono na ok. 3 mln zł. Ale te szacunki dotyczą tylko kosztów spalonego drewna, bo ekologicznych skutków katastrof, nikt nie jest w stanie ocenić.