Krzysztofa Kurleja, szefa impresariatu Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze, zirytowało, że opisaliśmy ich październikowy występ na prywatnym przyjęciu na południu Polski.
Koncert zamówił sobie jeden z tamtejszych biznesmenów. „Mieliśmy wystąpić na klepisku" – opowiadali tancerze. I przytaczali teksty, jakie musieli śpiewać na ludową nutę: „Jadą goście jadą, na parapetówę. Na stołach czekają góry półlitrówek. Julita z przejęcia cap za półlitrówkę, kazała ją sobie wlać w żyłę przez kroplówkę".
Radni sejmiku, któremu podlega zespół, zażądali wyjaśnień od kierownictwa.
– Te teksty nie miały prawa wyjść poza tamte mury. Rzeczywiście, zespół miał wystąpić na przyjęciu z okazji otwarcia prywatnej posiadłości, w zamian biznesmen miał nam pomóc w zakupie biletów lotniczych na koncert do Izraela. Ostatecznie nic z tego nie wyszło – wyjaśniał Kurlej.
Bronił się, że wcześniej zespół występował z zamówionym koncertem np. przed papieżem czy prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim.