Miejscy przewoźnicy badają swoich pracowników wyrywkowo. Przy okazji łamią prawo. A i tak okazuje się czasem, że autobus czy tramwaj prowadzi osoba, która nie ma do tego uprawnień lub jest po alkoholu.
Łódzka prokuratura zbiera materiały na temat poniedziałkowego wypadku, w którym pijany motorniczy zabił dwie osoby. Sam Piotr M. będzie przesłuchany dopiero dziś. Wcześniej był pijany. Pierwsze badanie po wypadku wykazało 1,4 promila, drugie – 1,2 promila. Wiadomo, że mężczyzna pił w czasie pracy.
Kamery nagrały, jak robił zakupy na pętli. W jego kabinie znaleziono trzy butelki taniej wódki o pojemności 0,2 ml. – Jedna była wypita, druga zaczęta, a trzecia cała. Były też cztery pełne puszki piwa – mówi Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.
Czym pachnie kierowca
Nie wiadomo, czy wcześniej mężczyzna był trzeźwy. Nikt nie badał go przed pracą alkomatem. – Podczas podejmowania przez niego obowiązków pracownicy zajezdni nie stwierdzili, by jego stan psychofizyczny budził jakiekolwiek wątpliwości – tłumaczy Sebastian Grochala, rzecznik łódzkiego MPK. Dodaje, że zawsze dyspozytorzy oceniają stan pracowników. Gdy mają wątpliwości, badają ich alkomatem. Pracownik musi się na to zgodzić.
Korki, walka o uniknięcie spóźnień, kłótnie z pasażerami – praca kierowcy miejskiego autobusu i motorniczego bywa szalenie stresująca. Czy da się wyłapać, że pracownik rozładowuje nerwy alkoholem?