Ale KRUS wbrew zapowiedziom Donalda Tuska nie został ruszony.
Ta sprawa okazała się nie do przeprowadzenia. Mamy koalicjanta, który nie chce tego robić. A rzecz jest na tyle poważna, że konflikt mógłby zagrozić istnieniu koalicji.
To po co w ogóle było to zapowiadać?
Powinno być jasne dla ludzi, jakie są nasze poglądy. My w Platformie Obywatelskiej uważamy, że KRUS jest szkodliwym reliktem, który trzeba gruntownie zreformować. Rolnicy powinni być objęci normalnym systemem składkowym ZUS, a dla najuboższych należy stworzyć system pomocy społecznej. Podobnie jest z objęciem rolników normalnym podatkiem dochodowym z możliwością odliczania kosztów. Ale na razie w Sejmie nie ma politycznej możliwości, aby to przeprowadzić.
Prezydent Bronisław Komorowski namawia do rozpoczęcia debaty o naszym przystąpieniu do strefy euro. Ale wcześniej Tusk, a teraz Kopacz wzbraniają się przed tym.
Nie sądzę, aby pani premier unikała debaty na ten temat. Ale euro stało się tematem politycznym, a nie ekonomicznym. Dotychczasowa wstrzemięźliwość rządu wynika głównie z tego, że większość społeczeństwa nie chce wspólnej waluty. Od kilku lat nasi rodacy słyszą bez przerwy, że strefa euro się wali. Ponadto, wielu z nich boi się, że wprowadzenie wspólnej waluty spowoduje wzrost cen. Ale to nieprawda. Strefa euro się reformuje i dalej rozszerza, a statystyki nie potwierdzają opinii o wzroście cen. Gdy w Europie Zachodniej wprowadzono euro w 2002 roku, ceny wzrosły jednorazowo zaledwie o 0,6 proc.. A w przypadku Słowacji czy Słowenii w ogóle nie było wzrostu cen.
A jednak mieszkańcy strefy euro, np. Włosi, narzekają na drożyznę.
Niektóre towary zdrożały na skutek zaokrąglania cen przez nieuczciwych sprzedawców, ale inne staniały. Per saldo nie ma mowy o drożyźnie. Proszę sprawdzić statystyki. Ludzie tego nie wiedzą, dlatego namawialiśmy pana prezydenta do zainicjowania społecznej debaty. Gdy się zapyta o euro przedsiębiorców, to 100 proc. jest za. Umieją liczyć.
Prezes NBP Marek Belka jest przeciw.
Od wiosny jest za, ze względu na Ukrainę. Będąc w strefie euro, bylibyśmy bardziej bezpieczni.
A jednak to Belka mówił, że w czasach kryzysu złotówka uratowała naszą gospodarkę, bo jej wartość spadła i przez to staliśmy się bardzie konkurencyjni.
Owszem, dzięki temu, że złotówka się osłabiła o 40 proc. w kryzysie, nasz eksport w 2009 roku spadł tylko o 7 proc, a na Słowacji o ok. 17 proc. Ale w kolejnych latach 2010 i 2011 złoty się umacniał i polscy eksporterzy tracili konkurencyjność, a słowaccy szybko odrobili straty. Gdy się porówna skumulowany wzrost eksportu w latach 2009–2012, to Słowacja jest lepsza od Polski. Płynny kurs ma swoje dobre i złe strony.
Dlaczego więc ciągle słyszymy od polityków, że nasza gospodarka musi stać się najpierw mocniejsza, a dopiero potem możemy wchodzić do strefy euro?
Kompletnie tego nie rozumiem. Po co iść na piechotę pod górę, jak obok jest samochód? Gospodarka się wzmocni, gdy przyjmiemy euro. Dzięki temu nasi przedsiębiorcy będą bardziej konkurencyjni, nie będą ponosili kosztów przewalutowania i zabezpieczania się przed ryzykiem kursowym, będą mieli niższe odsetki od kredytów.
Posiadanie własnej waluty kosztuje polską gospodarkę 20-25 mld zł rocznie, czyli ok. 1,5 proc. PKB. Narodowy Bank Polski policzył, że dzięki euro moglibyśmy mieć wzrost gospodarczy wyższy o ok. 0,7 proc., a to oznacza wyższe dochody i więcej miejsc pracy. Korzyści zdecydowanie przeważają nad kosztami.
Jednak aby wejść do strefy euro, musimy spełnić szereg dodatkowych warunków, w tym kryteria konwergencji nominalnej. Pamiętajmy też, że strefa euro jest nadal w remoncie. Mamy więc trochę czasu – wykorzystajmy go na przygotowanie się do akcesji.
–rozmawiała Eliza Olczyk