Jak pan ocenia porozumienie górników z rządem? Czy spodziewał się pan takiego finału, biorąc pod uwagę, że za kilka tygodni mamy w Polsce wybory parlamentarne?
Prof. dr hab. Juliusz Gardawski, socjolog gospodarki, dyrektor Instytutu Filozofii Socjologii i Socjologii Ekonomicznej, obserwator w Komisji Trójstronnej: Konflikt z górnikami to z medialnego punktu widzenia niewątpliwie ekscytujący event, którym zainteresowali się dziennikarze. Ale dla kogoś, kto działaniom związków zawodowych przygląda się na co dzień, nie było to nic nadzwyczajnego. To była jedna z licznych sytuacji w Polsce, kiedy okazało się, że nieuchronne jest ograniczenie kosztów pracy ze względu na sytuację finansową przedsiębiorstwa. W takich okolicznościach zadaniem związków jest negocjowanie tych zmian. Tak by otrzymać w zamian w miarę ekwiwalentną rekompensatę. Często dochodzi do kompromisu. Załogi i związki, znając sytuację firm, godzą się na pewne wyrzeczenia, zarządy idą na jakieś ustępstwa.
Czy dziś w Polsce związki są jeszcze w stanie coś wywalczyć?
Podejmują takie działania w sektorach o dużym udziale własności państwowej, w których są silne. Poza tym liczne badania pokazują, że tego oczekują po nich członkowie, którzy zazwyczaj uważają, że związki niewiele mogą. Zorganizowania akcji strajkowej i doprowadzenie do kompromisu z zarządami zwiększają prestiż fabrycznych liderów związkowych.
Zazwyczaj jednak związki nie mają tyle siły, by samodzielnie zmobilizować ku czemuś świat pracy wtedy, gdy pracownicy nie są gotowi do akcji czynnej. Raczej organizują oburzenie pracowników i starają się stanąć na ich czele. Dlatego nie wydaje mi się, żeby to, co dzieje się na Śląsku zatrzęsło Polską, poziom pracowniczego wzburzenia w kraju nie jest na tyle wysoki.