Rzeczpospolita: Egipski airbus A320 to kolejny samolot, który znika z radarów i którego trzeba poszukiwać. Jak to możliwe, że w XXI wieku takie problemy występują w naszpikowanym ultranowoczesnymi technologiami lotnictwie?
Bartosz Głowacki: Przede wszystkim dlatego, że radary kontroli ruchu lotniczego nie obejmują całej powierzchni Ziemi. Są obszary, których nie ma sensu monitorować, takie jak oceany czy pustynie, gdzie natężenie ruchu jest znikome. Oczywiście nad północnym Atlantykiem miesięcznie jest nawet 50 tys. lotów, ale nad Pacyfikiem jest już pustawo. Do tego radary mają ograniczony zasięg, więc nawet fizycznie nie jest możliwe, by objąć nimi cały Ocean Spokojny.