Na początku rządów PiS doszło do awantury o Trybunał Konstytucyjny. Opozycja szybko zorganizowała się w Komitet Obrony Demokracji, który zaczął walczyć o to, „żeby było tak, jak było". Jak się jednak okazało, demagogiczne straszenie prawicą, rzekomo dybiącą na swobody obywatelskie, jest działaniem, które nie przynosi pożądanego skutku. Znacząca większość polskiego społeczeństwa nie będzie umierać za TK.
Nieco inaczej było już z czarnymi protestami. Wielu zwolenników partii Jarosława Kaczyńskiego optuje za obecnie obowiązującą „kompromisową" ustawą o ochronie życia poczętego. Tymczasem orędownikom prawa do aborcji udało się do nich dotrzeć z fałszywym przekazem, że PiS chce wprowadzić kary dla kobiet za usunięcie ciąży.
Nie przypadkiem partia rządząca nic sobie nie robiła z demonstracji KOD, a czarnymi protestami się przejęła i błyskawicznie odrzuciła projekt ustawy antyaborcyjnej autorstwa Ordo Iuris. Widać PiS zrobi wszystko, żeby nie dać się pogrążyć rozszerzeniem prawnej ochrony życia poczętego.
Czy jest zatem jakieś pole, na którym partia rządząca może otworzyć sobie drogę do przyszłej klęski? Tak, są to propozycje podatkowe, a zwłaszcza uderzenie w drobnych przedsiębiorców korzystających z 19-procentowego podatku liniowego.
Warto zauważyć, że PiS chce dokonać odwrotu od rozwiązań, które sam niegdyś wprowadził. Gdy rządził po raz pierwszy – w latach 2005–2007 – zmniejszył liczbę stawek PIT z trzech do dwóch i obniżył ich wysokość (z 19, 30 i 40 proc. do 18 i 32 proc.). Obniżył też składkę rentową (z 13 do 6 proc.) i zlikwidował podatek obciążający spadki i darowizny od najbliższej rodziny. Był to ewidentnie ruch na korzyść osób prowadzących działalność gospodarczą, ale nie tylko.