W październiku 2008 r. z politykiem skontaktowała się nieustalona w postępowaniu kobieta podająca się za dziennikarkę, która również zaproponowała mu odkupienie nagrań. Wówczas senator Piesiewicz przekazał jej 196 tys. zł. W drugiej połowie listopada 2008 r. dał 28 tys. zł Janowi W. i Zbigniewowi W.
[b]Skąd Krzysztof Piesiewicz wziął pieniądze dla szantażystów?[/b]
Zgodnie z zeznaniami senatora pieniądze pożyczył od żony.
[b]Z jakiego powodu śledztwo w 2008 r. zostało umorzone?[/b]
Śledztwo było prowadzone w sprawie gróźb wobec Krzysztofa Piesiewicza, które miały go zmusić m.in. do przekazania określonej sumy pieniędzy.
Umorzono je z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Prokuratura doszła bowiem do wniosku, że w działaniu osób, które oferowały do sprzedaży nagrania, nie było elementów szantażu czy też groźby ich upublicznienia.
Zresztą sam senator działanie tych osób ocenił jako elegancką transakcję handlową. Podkreślił, że z ich strony nie było żadnego bandyckiego parcia. Krzysztof Piesiewicz zgodził się z decyzją prokuratury i nie złożył odwołania.
[b]Za to w listopadzie 2009 r. prokuratura zatrzymała osoby, które szantażowały polityka, i postawiła im zarzuty.[/b]
30 września 2008 r. została podjęta decyzja o umorzeniu tego pierwszego postępowania. Kilka dni wcześniej część materiału dotyczącego Krzysztofa Piesiewicza i narkotyków wyłączono do oddzielnego postępowania. Gdy przygotowywany był wniosek o uchylenie mu immunitetu w tej sprawie, 11 listopada 2009 r. do prokuratury wpłynęło zawiadomienie Piesiewicza dotyczące szantażu. Podczas przesłuchania senator pokazał esemesy, w których grożono mu upublicznieniem kompromitujących nagrań. Wówczas podjęto decyzję o zastawieniu pułapki. Dzięki niej zatrzymano sprawców szantażu. W czasie przedstawiania im zarzutów i przesłuchania dwie osoby, Joanna D. i Halina S., przyznały się do zarzucanych im czynów.
[b]Kim jest Halina S.?[/b]
To osoba, która brała udział w szantażu w 2009 r. Jest znajomą Joanny D. i została przez nią nakłoniona, aby skontaktowała się z pokrzywdzonym i zaoferowała odkupienie filmów. Zadzwoniła do Piesiewicza i powiedziała mu, że pies wygrzebał z ziemi płyty z kompromitującymi go nagraniami, a na torebce, w którą były zapakowane, znajdował się numer jego komórki. Umówili się na spotkanie w warszawskiej restauracji.
[b]Senator znów zapłacił?[/b]
Halina S. zaproponowała na spotkaniu odkupienie filmów. Senator wyraził na to zgodę. Ustalono cenę – 30 tys. zł. Wkrótce potem doszło do kolejnego spotkania, podczas którego Piesiewicz przekazał te pieniądze.
Wówczas uzgodniono, iż zapłaci jeszcze dodatkowe 9 tys. zł. Pieniądze przekazał kilka dni później.
Szantażyści jednak nie zrezygnowali i zażądali jeszcze 200 tys. zł. Wówczas pojawiła się też groźba upublicznienia nagrań.
Poinformowali senatora, że są umówieni na spotkania z dziennikarzami śledczymi, którzy naciskają na jak najszybsze przekazanie tych materiałów.
[b]Nagrania upublicznił na swojej stronie internetowej jeden z dzienników. Czy były to wszystkie filmy zarejestrowane przez szantażystów?[/b]
Te nagrania są tylko częścią materiału, który w opinii szantażystów miał kompromitować Krzysztofa Piesiewicza.
[b]Czy prokuratura ma wszystkie kopie?[/b]
Takiej pewności nie mamy.
[b]Można więc zakładać, że kolejne filmy z senatorem mogą się pojawić, np. w Internecie?[/b]
Nie będę takim faktem zdziwiony.
[b]Media sugerowały, że za szantażem Piesiewicza stały służby specjalne.[/b]
W materiałach śledztwa nie ma żadnych przesłanek wskazujących, aby związek z całą sprawą miały jakiekolwiek służby specjalne. Nie ma również żadnych przesłanek, aby stwierdzić, że ktoś kierował tą grupą.
[b]To była przypadkowa grupa osób?[/b]
Tak można powiedzieć.
[i]rozmawiali Piotr Nisztor, „Rz”, Łukasz Kurtz, Polsat News[/i]