W piątek spodziewajmy się prezentacji mash-up z najwyższej półki – francuski duet didżejski Loo & Placido będzie sklejał hity w Obiekcie Znalezionym w podziemiach Zachęty.
– Zdecydowaliśmy się zrobić tę imprezę w Obiekcie, bo to rewelacyjne miejsce. I zaprosiliśmy Loo & Placido, bo są legendą mash-up. Gdy grają, to trudno wyczuć, co się stanie – mówi Marcin „Duże Pe” Matuszewski z Agencji Artystycznej ToSieWytnie Records (MC zespołów Cisza & Spokój, Masala i Cinq G). To jego agencja zaprosiła piratów remiksu i bękartów popu – jak się określa twórców mashupowych.
Artyści tego nurtu specjalizują się w sklejaniu dwóch hitów z różnych gatunków muzycznych w jedną kompozycję. Jak to robią? A choćby tak jak w „Robot Exode”, czyli... Kraftwerk połączony z Bobem Marleyem. Albo „Killing in the Name” Rage Against The Machine zmiksowane z „Boombastic” Shaggy’ego. Tak, tak. Zack de la Rocha drze się w mikrofon „Killing in the Name”, a w tym czasie Shaggy powoli, bujająco dodaje „I’m Mr. Boombastic, say me fantastic”.
U Loo & Placido jest to absolutnie możliwe. Ich miks na płycie „Mash Mix – Electronic Popstar Killers” zaczyna się od psychodelicznego rocka, przechodzi w The Prodigy, Bitch Boys, Sex Pistols, muzykę Jamesa Browna i White Stripes.
Co jest zaletą takiego grania? To, że jest kompletnie nieprzewidywalne! Kawałki wyskakują jak króliki z kapelusza. Może to być np. elektroniczna, w stylu Daft Punk, electrohouse’owa wersja Nirvany „Smells Like Teen Spirit” (choć dla mnie najlepszą, transową przeróbkę tego kawałka zrobiła... nasza rodzima Goya). Takie granie to prawdziwa muzyczna wolna amerykanka.