[b]– Czy prawdopodobna nominacja Awigdora Liebermana na szefa dyplomacji oznacza zamrożenie procesu pokojowego?[/b]
– Nie jest to wcale takie pewne. Z jednej strony Żydzi, którzy przybyli do Izraela ze Związku Sowieckiego, są rzeczywiście przesiąknięci tamtejszą kulturą polityczną. To znaczy, że jeżeli widzą, że czegoś nie da się załatwić siłą, uznają, że najlepszą receptą będzie użycie jeszcze większej siły. Właśnie w takim tonie przemawia Lieberman i – przyznaję – nie wróży to najlepiej.
[b] – A z drugiej strony? [/b]
– Lieberman jest mimo wszystko politykiem wyjątkowo pragmatycznym, który nie dźwiga całego ideologicznego bagażu tradycyjnej izraelskiej prawicy. Nie jest przywiązany do hasła Wielkiego Izraela, w skład którego musi wchodzić Zachodni Brzeg Jordanu. Jego celem jako nacjonalisty jest zbudowanie zwartego, jednonarodowego państwa żydowskiego, bez żadnych mniejszości. Lieberman w przeszłości proponował nawet, żeby części Izraela zamieszkane przez Arabów odciąć od naszego państwa i przyłączyć do Autonomii Palestyńskiej. Jeżeli nie da się usunąć tych ludzi, to pozbądźmy się ich wraz z ziemią. Takie podejście być może pozwoli mu bez żalu pójść na terytorialne ustępstwa wobec Palestyńczyków. Lieberman reprezentuje całkowicie nową ideologię – syjonizm postterytorialny.
[b] – Czyli może zaskoczyć?[/b]