[b] Rz: Miał Pan osiem lat, gdy 17 września 1939 roku do Lwowa, gdzie Pan mieszkał, wkroczyła Armia Czerwona. Zapamiętał Pan tych żołnierzy?[/b]
Tego nie da się zapomnieć. Gdy sowieckie wojsko się zbliżało, już czuliśmy okropny smród. Ci żołnierze byli brudni, schorowani i – jak się okazało – potwornie głodni. Pierwsze słowa, jakich lwowskie dzieci nauczyły się od nich, brzmiały: „dawaj kuszat’”, bo nawet maluchom zabierali jedzenie. Mieli karabiny na sznurkach, bo skórzanych pasków używali do spodni albo nimi handlowali i nosili drewniane kabury na broń.
[b]Bał się Pan?[/b]
Bardzo, zwłaszcza, że strzelali i niemal ciągle byli pijani. Choć na początku moja mama na widok niewysokich Azjatów w za dużych mundurach pytała: „co to, dzieci biorą do wojska?” Jak każdy chyba chłopak interesowałem się wojskiem, ale szybko zrozumiałem, że to nie są tacy sami żołnierze jak polscy. Nie wyglądali tak jak ci pokazani w filmie „Katyń” Andrzeja Wajdy. Krakowianie tego zwykle nie wiedzą, ale to była inna armia sowiecka od tej, jaką zobaczyli w 1945 roku.
[b] We Lwowie zaczęło się „polowanie na burżujów”.[/b]