"Czyste niebo" - pisze "L'Equipe" po meczu w Dublinie, w którym Francuzi rozganiali wiszące nad nimi od miesięcy chmury wszelkimi sposobami. Alou i Lassana Diarra musieli nawet na koniec spotkania stanąć do walki z Richardem Dunnem i Keithem Andrewsem. Poszło o honor Irlandczyków, obrażony pod koniec meczu przez któregoś ze słynnych Francuzów, tak przynajmniej tłumaczył Giovanni Trapattoni.
- To nie przystoi zwycięzcom - mówił, ale nie zdradził, na czym obraza polegała i kto obrażał.
Trener Irlandczyków na konferencji prasowej ledwo nad sobą panował, Raymond Domenech też przyszedł naburmuszony, ale on podobno z powodu kolejnej kłótni z Thierrym Henrym. W pierwszej połowie przewagę mieli Irlandczycy, w drugiej Francuzom udało się opanować sytuację. W 72. minucie Nicolas Anelka strzelił, piłka odbiła się od obrońcy Seana St Ledgera, a po tym rykoszecie jeszcze od słupka, i wpadła do siatki. Nawet "Irish Times" przyznaje, że to Francuzi mają teraz wszystkie asy w rękach.
Nie mają ich Rosjanie ani Portugalczycy. Wygrali pierwsze mecze u siebie, ale tylko różnicą jednej bramki, i równie dobrze oba spotkania mogły się skończyć remisami. Rosjanie prowadzili już 2:0 po dwóch golach Dinara Bajletdinowa. Jednym pięknym, po zrobieniu młynka z pilnującego go obrońcy i strzale w górny róg. Drugim - dość przypadkowym, z bliska.
Rosyjskie ataki były jak zwykle ładne, i jak zwykle mało skuteczne (świetnie bronił Samir Handanović), a obrona dziurawa. Mógł to wykorzystać na początku meczu Valter Birsa, udało się pod koniec rezerwowemu Nejcowi Pecnikowi (zmienił Andraża Kirma z Wisły Kraków). Igor Akinfiejew po strzale z daleka odbił piłkę prosto na głowę Pecnika, ten sam piłkarz zmarnował niedługo później okazję do wyrównania.