36-letni kpt. Arkadiusz Protasiuk (ponad 3,5 tys. godzin w powietrzu), pilot klasy mistrzowskiej, który był dowódcą załogi prezydenckiego samolotu, był jednym z najlepszych pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Ale nawet on nie miał uprawnień (patrz ramka), by lądować przy takiej widoczności, jaka panowała w Smoleńsku – ustaliła „Rz”.
ok. 350 m wynosiła widzialność na lotnisku Siewiernyj 10 kwietnia rano
– Nikt z pilotów nie mógłby tam lądować w takich warunkach – podkreśla rozmówca „Rz” związany z wojskiem.
Dlaczego więc rozpoczął procedurę podchodzenia do lądowania? Jak spekulują nasi rozmówcy, albo nie otrzymał precyzyjnego komunikatu od rosyjskiego kontrolera lotniska, że widoczność z powodu mgły jest mniejsza niż 500 m, albo go nie zrozumiał. Ich zdaniem w innym przypadku, zamiast podchodzić do lądowania, od razu poleciałby na inne lotnisko.
Bo nawet jeśli udałoby mu się wylądować, złamałby przepisy, za co grożą sankcje dyscyplinarne aż do skreślenia z listy personelu latającego, a nawet prokuratorskie zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo wielu osób. – Na pewno miał tego świadomość i nie ryzykowałby. Nie wiadomo, co się właściwie działo na pokładzie. Trudno spekulować – twierdzą rozmówcy „Rz” związani z wojskiem.