FIFA zabrania powtarzania kontrowersyjnych sytuacji na stadionowych ekranach, ale kontrowersyjne gole to luka w tym zakazie. Czasami są powtarzane, czasami nie, czasami z dużym opóźnieniem. Bramkę Teveza można było zobaczyć akurat wtedy, gdy Rosetti wezwał swojego asystenta, by zapytać, czy jest pewny swojej decyzji. Sytuacja była absurdalna: Włoch musiał słyszeć krzyk meksykańskich kibiców protestujących, gdy zobaczyli, jak wyraźny był spalony. Ale spojrzeć na ekran nie mógł, bo to wbrew przepisom.
- Przed tą sytuacją graliśmy na poważnie, byliśmy godnymi rywalami. A po niej daliśmy Argentyńczykom pistolet i poprosiliśmy, żeby nas zastrzelili – mówił potem trener Meksyku Javier Aguirre. Jego piłkarze zamiast gola zaczęli szukać zemsty, a znaleźli drugą bramkę dla Argentyny, gdy w 33. minucie Ricardo Osorio, wyprowadzając piłkę, podał ją do Gonzalo Higuaina i ten właściwie mógł już wbiec z nią do bramki.
[srodtytul]Kamerą w twarz[/srodtytul]
Schodzący na przerwę Meksykanie zaczęli dochodzić sprawiedliwości u sędziów, a potem przy argentyńskiej ławce rezerwowych. W środek szamotaniny wkroczył z misją pokojową Diego Maradona, Rosetti ledwo się z tego zamieszania wydostał. Włoch to jeden z najlepszych sędziów, odpowiedzialność za takiego spalonego powinna spaść na liniowego, ale Rosetti postawiony przez FIFA w sytuacji bez wyjścia zupełnie się pogubił. Autorytet próbował przywrócić arogancją, jego wezwania do uspokojenia były żartem, gdy sam trząsł się z nerwów. Kto wie, może właśnie przegrał ten mundial, a miał szansę prowadzić finał.
Zapłacił za absurdalność obecnych reguł. Kamery zaglądają już dosłownie w każde miejsce boiska, nawet mogą przy okazji dać w twarz Gabrielowi Heinze, jak wczoraj gdy Argentyna świętowała drugą bramkę (Heinze oddał), a nie można na stadionie wyświetlić kontrowersyjnej sytuacji. Ekrany są, ale nie pokazuje się na nich tego, co ludzi najbardziej interesuje. A wszystko to pod hasłem: chronimy autorytet sędziego. I potem trzeba patrzeć na Rosettiego, który jest cieniem siebie, bo wprawdzie nie spojrzał na ekran podczas gry, ale zapewne od tego zaczął przerwę. On kończy mecz umęczony psychicznie. Meksykanie – wściekli, i nie zmienił tego piękny gol Javiera Hernandeza na 3:1. Argentyna – z niedosytem, bo ktoś jej psuje radość zwycięstwa, a to, że była lepsza, nie ulegało wątpliwości.
Maradona o spalonym nie chciał po meczu rozmawiać, wolał o tym, jak znów kopano po nogach Messiego, i o bójce w przerwie. – Jeden z Meksyku zaczepił nawet Maria Bolattiego, który jest grzeczniejszy niż Lassie na smyczy – przekonywał Diego. Messiego pytano głównie o to, kiedy wreszcie strzeli pierwszego gola w mundialu. – Mam nadzieję, że Niemcom. A jak nie – uśmiechnął się – to w finale.