To ciekawe, że ci dziennikarze, którzy na hasło rzucone przez pana premiera o jego natychmiastowej gotowości do debaty z Jarosławem Kaczyńskim, zareagowali entuzjastycznie, sami raczej debat unikają. Polityków namawiają do rzetelnej dyskusji, gdzie naświetlone zostaną wszystkie ich zapatrywania, do zderzenia programów, uczciwie i przed kamerami. Ale sami nie palą się do konfrontowania swoich poglądów z kolegami myślącymi inaczej o dzisiejszej Polsce. Tomasz Lis wzywa dziś „do zorganizowania i realnych debat, i poważnej debaty o debacie, a nie debaty o debacie, której celem będzie zdobycie paru punktów i uniknięcie debaty lub jej ośmieszenie. Czy owe debaty naprawdę pomogą nam, wyborcom, w podjęciu ostatecznej decyzji? Czy zmienią zdanie kogokolwiek? Czy zachęcą do udziału w wyborach, czy jeszcze bardziej do niego zniechęcą? Pojęcia nie mam. Jeśli się jednak umawiamy, że wybory to rzecz poważna, musimy się traktować poważnie. A jeśli nawet uważamy, że poważne nie są, to powinniśmy przynajmniej poudawać". Czyli, jakby powiedział Jan Pospieszalski, warto rozmawiać. Lis dodaje: „Przed nami wybory, a żeby wybrać, musimy wiedzieć z kogo i z czego. Ja na razie tego nie wiem. A Państwo wiedzą? Jeśli tak, to proszę mi wyjaśnić, jakie konkretnie są różnice między wizjami partii? Jeśli mamy głosować na PO, to na co konkretnie w sprawie podatków, emerytur czy służby zdrowia? A jak na PiS czy SLD, to czego chcą te partie?".