40-letni Andrzej M., wysokiej rangi funkcjonariusz, który prawie rok temu został zatrzymany za przyjmowanie łapówek od koncernów informatycznych, nie został dyscyplinarnie zwolniony. Jest zawieszony - pobiera połowę policyjnego wynagrodzenia. Dopiero kilka dni temu szef Komendy Głównej Policji wszczął procedurę usunięcia go ze służby. A ta może potrwać wiele miesięcy. W przyszłym roku Andrzej M. może już być policyjnym emerytem.
Oczywistość czynu
Pod koniec października ubiegłego roku M., funkcjonariusza Komendy Głównej Policji, zatrzymało CBA pod zarzutem przyjęcia od wrocławskiej firmy informatycznej ponad 200 tys. zł łapówek. Wcześniej przez dwa lata M. pracował jako dyrektor Centrum Projektów Informatycznych MSWiA i decydował o największych przetargach dla e-administracji rządowej.
Został zdymisjonowany w lipcu 2010 r. po kontroli Jerzego Millera, ówczesnego szefa MSW - wrócił do KGP i do czasu zatrzymania był radcą komendanta Andrzeja Matejuka. Dziś śledczy zarzucają mu przyjęcie rekordowych łapówek ok. 4 mln zł - nie tylko w gotówce. Miał otrzymywać też od firm iPady, telewizory, komputery.
Siedział w areszcie dziesięć miesięcy (cały czas otrzymując połowę ostatniego uposażenia, czyli ok. 4 tys. zł). Wyszedł na wolność trzy tygodnie temu. Śledczy nie wnioskowali o kaucję, gdyż cały majątek M. prokuratura zabezpieczyła na poczet przyszłych kar.
W czerwcu tego roku w innym śledztwie M. usłyszał kolejne zarzuty - przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści w przetargu na e-posterunek. Był wtedy naczelnikiem wydziału łączności w Komendzie Głównej Policji.