Feministka Katarzyna Bratkowska oświadczyła kilka tygodni temu na antenie Polsat News, że dokona aborcji. Później dodała, że podda się zabiegowi w Wigilię, 24 grudnia.
Bratkowska przyznała w rozmowie z Robertem Mazurkiem, że przerwała ciążę, o której mówiła w mediach. - Czyli ciążę urojoną? - spytał Mazurek. - Naprawdę pan myśli, że chciałam sytuacji, w której boję się wyjść z domu, bo mnie jakiś oszołom czymś obleje albo porąbie? Czytam na forach internetowych: „Lepiej, żeby ta suka zdechła", „Ktoś ją powinien rozstrzelać". Nie jestem osobą publiczną. Jestem potwornie zmęczona tym, co się dzieje - zaznacza feministka.
- Nie chciałam nikogo bulwersować. Po prostu moim zdaniem nie ma nic złego w przerywaniu ciąży i chciałam ten zabieg odtabuizować. Chciałam umożliwić dyskusję na temat prawa do przerywania ciąży. To była w pełni przemyślana wypowiedź - podkreśla w najnowszym wydaniu Plusa Minusa Katarzyna Bratkowska.
Zdaniem feministki, w Polsce wokół aborcji panuje klimat zastraszania. - Od dwudziestu lat swe straszne wizje na temat tych rzekomych okrucieństw aborcji snuje Kościół, ogromna większość mediów, organizowane są te zafałszowane wystawy. Kobiety wyzywa się od morderczyń - argumentuje.
- Gdy kobieta jest w niechcianej ciąży, to wystarczająco trudna jest sama konieczność dokonania wyboru, podjęcia – jakkolwiek na to patrzeć – decyzji ostatecznej. Nie uważam, żeby to było dziecko, ale to jest potencjalny człowiek, jest to już jakieś życie - dodaje Bratkowska.