Tygodnik „Wprost" publikuje dziś kolejne rozmowy polityków pochodzące z nielegalnych podsłuchów. Radosław Sikorski dyskutuje z Jackiem Rostowskim, Paweł Graś z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem, szef resortu skarbu Włodzimierz Karpiński i jego zastępca Zdzisław Gawlik rozmawiają z Krawcem, a wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski z biznesmenem Piotrem Wawrzynowiczem.
Nie ma wątpliwości, że treści ich rozmów mocno osłabiają rząd Tuska. Ale przyspieszonych wyborów, których w ubiegłym tygodniu nie wykluczali premier i prezydent, nie będzie. Sejm ulega bowiem samorozwiązaniu, jeśli zagłosuje za tym co najmniej 307 z 460 posłów. A zebranie takiej większości jest niemożliwe.
Opór PiS i PSL
Kluczowy jest opór PiS i PSL – obie partie mają w sumie 168 posłów, a więc są w stanie zablokować wybory. Każde z tych ugrupowań ma przy tym inny polityczny interes. Choć oficjalnie Jarosław Kaczyński nawołuje do wyborów, to obwarowuje to warunkami, które przyspieszone głosowanie czynią niemożliwym. Kaczyński domaga się dymisji rządu Tuska i powołania przejściowego, „technicznego" premiera popieranego przez wszystkie ugrupowania poza PO.
Choć dopiero dziś ruszają rozmowy na ten temat, to liderzy PiS wiedzą już doskonale, że taki scenariusz jest nierealistyczny. To pokazuje ich prawdziwy cel – chcą, aby rząd Platformy działał jak najdłużej, bo oceniają, że kolejne taśmy „Wprost" kompromitujące ministrów będą ciągnąć notowania PO w dół.
Koalicyjne targi
Z kolei liderzy PSL nie chcą kampanii wyborczej do parlamentu prowadzonej równolegle z przygotowaniami do jesiennych wyborów samorządowych. Czemu? Boją się, że ostry konflikt polityczny osłabi ich wyniki w wyborach lokalnych. Ludowcy obawiają się też, że po przyspieszonych wyborach PO mogłaby doprosić do rządzenia SLD, przez co staliby się trzecim, najmniej istotnym partnerem. Alternatywa – czyli rządy z PiS – im się nie uśmiecha. – Godząc się na przedterminowe wybory, pokazalibyśmy, jak jesteśmy słabi, realizując scenariusz szantażystów – mówi w rozmowie z „Rz" Marek Sawicki (PSL). Nieoficjalnie mówi się, że przy okazji afery PSL chce wynegocjować od PO wzmocnienie swej pozycji w rządzie.