Z jednej strony w ruch poszły kamienie, butelki, race i petardy, z drugiej armatki wodne. Są ranni. Za udział w zamieszkach policja zatrzymała ponad 200 osób.
Ten Marsz Niepodległości miał wyglądać inaczej niż w poprzednich latach. Organizatorzy zmienili trasę marszu, zapewniając, że tym razem będzie spokojnie. Zamiast po Śródmieściu stolicy do pomnika Dmowskiego demonstracja środowisk prawicowych i patriotycznych miała pójść na Pragę w pobliże Stadionu Narodowego.
Już od rana po mieście krążyły grupki młodych ludzi z barwami narodowymi w rękach. Pod Pałacem Kultury niektórzy próbowali zaczepiać policję, ale na tym się skończyło. Po godz. 15 ok. 40 tysięcy, głównie młodych ludzi, ruszyło przez rondo Dmowskiego w kierunku mostu Poniatowskiego. Na przedzie nieśli gigantyczną flagę. Ale niemal od samego początku wśród demonstrantów wybuchały race i petardy. Co chwila niektórzy uczestnicy chcieli konfrontacji z policją. Reagowała straż marszu. Jednak temu, co stało się później, nie była w stanie zapobiec. Najpierw most Poniatowskiego rozświetlił się od rac, a zaraz potem na rondzie Waszyngtona doszło do wielkiej zadymy między grupą kiboli a policją. Wyrywano płyty chodnikowe, znaki drogowe. W stronę policji poleciały też kamienie i butelki. Funkcjonariusze użyli przeciwko zadymiarzom armatek wodnych.
Policja odseparowała grupę najbardziej agresywnych osób, a przemarsz pozostałych wstrzymano. Jednak zamaskowana grupa chuliganów walczyła z policją. W ruch poszły nawet butelki z benzyną. Zamieszki poza rondem Waszyngtona rozlały się na pobliską al. Zieleniecką. Jednak rzecznik policji Mariusz Sokołowski mówił, że to incydent, wywołany przez dużą grupę chuliganów, która tuż za mostem próbowała doprowadzić do burdy z uczestnikami marszu i atakowała funkcjonariuszy.
Starcia przy Stadionie Narodowym niestety przybrały na sile. Kibole rzucali w policję, czym się dało. Wyrywali barierki oddzielające torowiska, niszczyli przystanki tramwajowe, rzucali kamieniami. Mundurowi po raz kolejny użyli armatek wodnych z wodą barwiącą, by łatwiej było wyłapać zadymiarzy. Użyto też broni gładkolufowej, gazu pieprzowego i łzawiącego. Między zadymiarzy wysłano policję na koniach. Najbardziej agresywne osoby policja zaczęła zatrzymywać. W sumie do aresztów zawieziono ponad 200 osób, głównie młodych mężczyzn.