Minister zdrowia ogłosił skrócenie finansowania in vitro z budżetu. Program ma się zakończyć w połowie 2016 r. Z informacji uzyskanych w Ministerstwie Zdrowia wynika, że jeśli nie wszystkie zarodki utworzone dla pary biorącej udział w programie zostaną podane kobiecie, po 30 czerwca 2016 r. para będzie musiała za nie płacić z własnej kieszeni.
– To zmiana reguł w trakcie gry. Pacjentom obiecywano, że wszystko będzie za darmo – mówi dr Grzegorz Mrugacz, szef białostockiej kliniki leczenia niepłodności Bocian. I dodaje, że choć koszty samego przechowywania w stosunku do całej procedury są niewielkie (300-500 zł rocznie), to może się zdarzyć, że ktoś nie będzie chciał za to zapłacić. A kliniki nie będą miały żadnych podstaw, by te pieniądze wyegzekwować.
Dla Ministerstwa Zdrowia to jednak nie problem. Rzeczniczka resortu Milena Kruszewska tłumaczy, że pary i kliniki mają pół roku na to, by się z podaniem zarodków wyrobić.
– Realizatorzy programu zostali już powiadomieni o tym, że program nie będzie przedłużony na kolejne lata, oraz o konieczności odpowiedniego skalkulowania dostępnych w ich podmiotach cykli tak, aby móc zakończyć realizację procedury u poszczególnych par – tłumaczy Kruszewska. Jej zdaniem sytuacja z niewykorzystanymi zarodkami nie powinna mieć miejsca.
Tyle że ciąża to nie prosta matematyka. Może dojść do podania zarodka i ciąży, która potem się nie utrzyma. W takiej sytuacji podanie kolejnego opóźni się o parę miesięcy.