Czytaj więcej:

Wałęsa, który obecnie przebywa w USA, niemal codziennie zamieszcza wpis na swoim mikroblogu komentując całą sprawę. Zapewnia, że tajnym współpracownikiem nie był, dokumenty miały zostać sfałszowane a pieniądze, które miał otrzymywać za informacje od SB tak naprawdę - jak mówi - wypłacali sobie sami SB-cy. Apeluje też do byłych pracowników służb, by powiedzieli kto go wrabia i przyznali, że dokumenty zostały podrobione.

 

Rokita mówiąc o całej sprawie przypomina, że "Wałęsa zawsze opowiadał takie rzeczy, jak (dziś opowiada". - Wałęsa to jest w polskiej najnowszej historii kłębowisko wielkości i nonsensu. Tu nie ma nic racjonalnego, tu wszystko jest dziwaczne, pokręcone, a jednocześnie w jakiś sposób wielkie - ocenił. Dodał, że jego nic co znaleziono w dokumentach pochodzących z tzw. archiwum Kiszczaka nie dziwi. - Ta informacja zrobiła na mnie wrażenie ponad dwadzieścia lat temu - dodał mówiąc o początku lat 90-tych, gdy po raz pierwszy publicznie zaczęło się mówić o agenturalnej przeszłości byłego lidera "Solidarności". 

 

Rokita zwrócił uwagę, że dokumenty, którymi dysponował Czesław Kiszczak, mogły wpłynąć na historię Polski, gdyby upubliczniono je w 1990 roku, w czasie wyborów prezydenckich. - Jestem w stanie wyobrazić sobie, że Kiszczak upubliczniłby te informacje w 1990 roku, prezydentem zostałby (Stan) Tymiński i historia Polski potoczyłaby się zupełnie inaczej - ocenił.