Wszyscy staramy się uchwycić główny spór polityczny przebiegający przez systemy polityczne świata. Politolodzy, filozofowie i publicyści chcą znaleźć jakąś zasadniczą linię podziału, wzdłuż której toczą się najpoważniejsze spory w krajach demokratycznych. Czy może nią być spór między miłośnikami wolności ze zwolennikami bezpieczeństwa?
Większość podziałów, zaproponowanych dotychczas przez społecznych obserwatorów, nie zadowala. Bo dystynkcje dokonane za pomocą takich przeciwieństw jak: otwarci kontra zamknięci, globalni kontra lokalni czy też wolnościowcy kontra zamordyści, nie spełniają jednego kryterium – chłodnej deskryptywności. Są raczej biczem na tych, których się nie lubi i których chce się napiętnować. Któż z nas bowiem chciałby być zaliczony do grona „zamkniętych", „lokalnych" czy też „zamordystycznych"? Tego typu koncepcje przypominają nieco dawną koncepcję Leszka Kołakowskiego, który intelektualistów poszeregował na „kapłanów" i „błaznów", co skutkowało tym, że nikt rozsądny nie chciał być zaliczony do tej pierwszej grupy, natomiast zapisy do drugiej przybrały charakter masowy.
Podobnie jest z powyższymi podziałami – raczej etykietują one tych, którym jesteśmy przeciwni, a nam nadają pozytywne cechy, niżli trafnie opisują to, co dzieje się ze współczesnymi społeczeństwami demokratycznymi. Bo, że dzieje się coś dziwnego, widzimy wszyscy. Zwycięstwo Trumpa za Atlantykiem, wzrost notowań skrajnej prawicy w Europie, powszechna akceptacja autorytaryzmu w Rosji czy Chinach – wszystkie te zjawiska muszą niepokoić i skłaniać do refleksji nad tym, co dzieje się z wyborcami na całym świecie, a przynajmniej w dużej jego części.
Bezpieczeństwo dla rodzin
Wydaje mi się, że najtrafniej może to zjawisko wyjaśniać podział na wolnościowców i bezpieczniaków. Pod pierwszym pojęciem rozumiem tych, którzy za najważniejszą wartość w swoim życiu, ale także w życiu społecznym, uważają wolność. Wolność osobistą, polityczną, gospodarczą. Po prostu wolność i jej pochodne. Tego typu ludzie są otwarci na inne kultury, doznania, emocje, ludzi, aksjologie. Nie boją się ich i konfrontacji z nimi – pod warunkiem właśnie, że nie ograniczy to ich swobód. Za największe zagrożenie będą uważać ograniczenia swojej wolności i możliwości wyboru.
Kim z kolei są bezpieczniacy? To ludzie, którzy za najwyższą wartość uważają swoje osobiste bezpieczeństwo, ale także bezpieczeństwo swojej rodziny oraz większych wspólnot, takich jak naród czy państwo. W swej aksjologii na najwyższym piętrze umieścili właśnie bezpieczeństwo, uważając, że we współczesnym świecie to ono jest najbardziej zagrożone i w jego imię można nieco ograniczyć inne wartości.