Niegrzecznie jest dokuczać schorowanej staruszce. Ale Hillary Clinton niewątpliwie sama sprowokowała docinki na swój temat, upierając się przez wiele tygodni, że spekulacje na temat stanu jej zdrowia to jedynie „podłe teorie spiskowe".
Dopiero gdy kandydatka demokratów wpadła w drgawki i zasłabła przed kamerami po uroczystościach upamiętniających ofiary zamachów z 11 września 2001 r., jej sztab przyznał, że rzeczywiście Hillary jest tak chora, że musi przerwać kampanię. Oficjalnie ogłoszono, że zasłabnięcie i serie ataków kaszlu, które łapały ją podczas wielu przemówień, były jedynie objawami zapalenia płuc. Dociekliwi Amerykanie szukali jednak drugiego dna w medycznych krętactwach spin doktorów ze sztabu pani Clinton. W internecie zaczęły więc krążyć filmy pokazujące, jak Hillary dostaje ataków drgawek, wykrzywia twarz w dziwnych minach czy traci wątek podczas przemówień. Gdy na jednym z wieców nagle przerwała w pół zdania i zaczęła się wpatrywać wytrzeszczonymi oczami w widownię, podbiegł do niej tajemniczy czarnoskóry „ochroniarz", który zaczął ją wyrywać z transu (co wychwycił mikrofon na mównicy), pokrzykując jej do ucha: „Mów dalej, mów dalej!".
Dowodem na fatalny stan zdrowia kandydatki demokratów miały być również zdjęcia pokazujące, że Hillary nie potrafi pokonać kilku schodków bez wsparcia podtrzymujących ją agentów Secret Service, że ma problemy z wchodzeniem do samochodu, że w czasie sierpniowych upałów nosi na wiecu ciężki płaszcz. Poważni, dalecy od spiskowego myślenia lekarze zaczęli dostrzegać u niej oznaki schorzenia neurologicznego, być może choroby Parkinsona. Zresztą jej bliska współpracowniczka Huma Abedin (Pakistanka, która według konspirologów ma powiązania z Bractwem Muzułmańskim i ma być lesbijską kochanką Hillary) podczas przesłuchania w FBI w sprawie tajnych maili nielegalnie trzymanych na prywatnym serwerze pani Clinton zeznała, że jej szefowa czasem ma kłopoty z kojarzeniem, co się wokół niej dzieje. Hillary podczas zeznań w tej samej sprawie często zasłaniała się niepamięcią, która miała być skutkiem... wstrząsu mózgu z 2012 r.
Sprawa kłopotów zdrowotnych pani Clinton nieco już przycichła, gdyż kandydatka demokratów była zadziwiająco żywotna w czasie pierwszej debaty z Donaldem Trumpem. (Spiskolodzy wskazują, że w tej debacie oszukiwała: pod żakietem miała na plecach jakieś urządzenie, z którego wychodził kabel, a w uchu zakamuflowaną słuchawkę). Jej medyczne krętactwa kosztowały ją jednak nieco punktów w sondażach. Zirytowani młodzi demokraci (nazywani przez Hillary „mieszkańcami piwnic") zaczęli już nawet wzywać, by partia odkurzyła będącego w dobrym zdrowiu 75-latka Berniego Sandersa i wystawiła go przeciw Trumpowi w miejsce nielubianej przez nich „starej harpii". Sztabowcy Hillary zaczęli więc w umiejętny sposób to wszystko przykrywać, atakując Trumpa, że w latach 90. wykorzystywał te same luki podatkowe co Fundacja Clintonów. Media zaś po pierwszej debacie nie skupiły się na programie gospodarczym, społecznym czy polityce zagranicznej, jaką będą prowadzili kandydaci, ale na tym, czy Trump 20 lat temu nazwał „świnką Piggy" wenezuelską królową piękności Alicię Machado. Pani Machado jest wprawdzie ciekawą postacią – pomagała swojemu chłopakowi dokonać zabójstwa, groziła śmiercią sędziemu, ma dziecko z szefem meksykańskiego kartelu narkotykowego i uprawiała seks na żywo w reality show – ale czy to Amerykanów i resztę świata rzeczywiście obchodzi?
No cóż, innym sztucznym problemem wymyślonym przez sztabowców Hillary Clinton są rzekome neonazistowskie koneksje Pepe – zielonej żaby występującej w popularnych memach. Na oficjalnej stronie internetowej Hillary napisali oni, że żaba jest symbolem Ku Klux Klanu, neonazistów i kampanii Trumpa. Internet odpowiedział na to serią złośliwych memów i filmików: „Starsza pani wrzeszczy na żaby!". Zaczęto nawet tworzyć opowiadania w stylu „Necronomiconu", mówiące, że Pepe to tak naprawdę starożytny egipski bóg Kek, który ma wkrótce pogrążyć świat w mroku. Walcząca z antysemityzmem Liga Przeciwko Zniesławieniu (ADL) chyba wzięła to na poważnie, bo wizerunek Pepe umieściła obok runicznych symboli dywizji SS jako symbol współczesnych nazistów. Hitler zapewne przewraca się w swoim argentyńskim (?) grobie... A my, szarzy obserwatorzy spisków tkanych na szczytach władzy, czy powinniśmy się bać tego, że chora staruszka może zostać prezydentem supermocarstwa? Pamiętajmy, że prezydenci nigdy nie rządzą sami. Jest jeszcze administracja będąca kłębowiskiem różnych grup interesów. Gdy prezydent Reagan niedomagał, o wszystko troszczyli się „ludzie cienia", tacy jak wiceprezydent George H.W. Bush, szef CIA William Casey czy płk Oliver North. Zaowocowało to m.in. aferą Iran-Contras. Pamiętajmy też, że wielu światowych przywódców było bardzo chorowitych. Wielokrotny włoski premier Giulio Andreotti wspominał kiedyś: „Lekarz na komisji wojskowej powiedział mi, że został mi tylko rok życia. Regularnie odwiedzam jego grób".