Strajk zacznie się 2 kwietnia od godz. 19 i będzie trwać dwa dni co tydzień do końca czerwca, aby zmusić rząd do odstąpienia z dogłębnej reformy na kolei, by powstrzymać straty i dostosować do otwarcia rynku dla konkurencji. Będzie testem dla ekipy Emmanuela Macrona i jego programu reform, także sprawdzianem skuteczności związków zawodowych, którym dotąd nie udało się stworzyć jednolitego frontu przeciwko planom reform prezydenta.
53 proc. z niemal 1000 osób ankietowanych w dniach 30-31 marca uważało, że nie ma uzasadnienia dla tego strajku, dwa tygodnie wcześniej takiego zdania było 58 proc. — wynika z sondażu IFOP dla tygodnika „Le Journal du Dimanche”.
Cztery największe związki zawodowe na kolei wezwały do tak długiej akcji strajkowej starannie unikając dni wolnych od pracy, aby kolejarze mogli siedzieć w domach, by protestować przeciwko zniesieniu monopolu SNFC i otwarciu rynku dla konkurencji zgodnie z wymogami prawnymi Unii. Obawiają się, że kolejarze mogą stracić gwarancje dożywotniego zatrudnienia w sektorze publicznym, automatyczne podwyżki płac co roku i szczodre warunki przechodzenia wcześniej na emeryturę.
Dyrekcja kolei podała na podstawie deklaracji pracowników, którzy zamierzają strajkować, że udział w strajku w najbliższy wtorek może wynieść 48 proc. Udział maszynistów ma wynieść nawet 77 proc., więc jedynie 12 proc. składów TGV będzie kursować według rozkładu.
- Ten strajk mocno dotknie klientów, ma w maksymalnym stopniu zaszkodzić ruchowi — oświadczył tygodnikowi prezes SNCF, Guillaume Pépy. Z kolei w głównym wydaniu dziennika tv kanału France 2 bronił reformy jako jedynego sposobu uratowania kolei przez dalszymi stratami i zniknięciem z rynku po otwarciu go dla konkurentów. Przyznał, że kolejne poprzednie rządy nie podejmowały tej trudnej reformy, więc doszło do zapóźnień i strat. Zapewnił o gotowości dyrekcji podjęcia natychmiast rozmów o koniecznych zmianach. Liczy, że dojdzie wcześniej do wspólnych uzgodnień i strajk nie będzie trwać tak długo.