Grupa Emirates, do której należy również niskokosztowy flydubai zatrudnia obecnie 105 tys., osób a biznes rozbudowała przede wszystkim dzięki lotom przesiadkowym z postojem w Dubaju. To dzięki Emirates właśnie Dubaj był w stanie przekształcić swoją gospodarkę uniezależniając ją od wydobycia i eksportu ropy naftowej. A sama linia urosła do rangi największego przewoźnika oferującego rejsy dalekiego zasięgu. Ta strategia teraz jest poważnym obciążeniem.
Żeby przetrwać kryzys Emirates pożyczyły już na rynkach 1,2 mld dolarów i starają się o wsparcie finansowe rządu w Dubaju. Według dobrze poinformowanych źródeł rozważana jest również wcześniejsza niż planowano rezygnacja z części floty A380 z których linia była słynna. W obecnych warunkach znalezienie 500 pasażerów chętnych na wspólne podróżowanie wydaje się zadaniem raczej niewykonalnym.
Linia w komunikacie podaje, że ostateczna decyzja o zwolnieniach nie została jeszcze podjęta i w tej chwili zarząd skupia się na oszczędzaniu gotówki i zatrzymaniu możliwie jak największej liczby pracowników. Ale prezes przewoźnika, Brytyjczyk Tim Clark, który jest twórcą potęgi Emirates teraz nie ma złudzeń do szybkiej odbudowy rynku. Jego zdaniem powrót do normalnego latania potrwa przynajmniej kilka lat. Na razie zarząd Emirates zdecydował o obniżeniu wynagrodzeń i odsunięciu odbioru 8 zamówionych A380.