Jeszcze kilka lat będziemy czekać na pociągi zagranicznych przewoźników na polskich torach. Choć przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury deklarują, że chcieliby takiej konkurencji, a PKP Intercity przestało w tym roku blokować potencjalnych rywali wnioskami o badanie równowagi ekonomicznej, to ci nie wjadą w najbliższym czasie do Polski, bo... nie mają czym. – Na nowe pociągi stać nielicznych przewoźników, tymczasem minął czas, gdy w Niemczech dostępne były tanie składy używane. Gdy Polska zwlekała z otwieraniem rynku, ten tabor pojechał do Czech, Bułgarii czy Rumunii – mówi „Rzeczpospolitej” Michał Plaza, reprezentujący w Polsce i Ukrainie czeskiego prywatnego przewoźnika kolejowego RegioJet.
O głębokiej potrzebie konkurencji w przewozach dalekobieżnych mówi się od lat: przyniosłaby wzrost liczby połączeń, poprawę komfortu podróży, nowe usługi pokładowe, a przede wszystkim rozsądne ceny. Ich spadek mógłby sprawić, że dotowane pociągi TLK/IC, zamiast kursować na lukratywnych trasach biznesowych, mogłyby obsługiwać relacje niemogące obejść się bez wsparcia dotacjami z budżetu państwa. Do tej pory taką perspektywę blokowała jednak chęć utrzymywania państwowego monopolu.
Mogliby jeździć, ale za bardzo nie chcą
Może się ona teraz zmienić. – Na 23 wnioski o otwarty dostęp, o jakich w tym roku powiadomienie przekazał nam Urząd Transportu Kolejowego, nie złożyliśmy żadnego wniosku o badanie równowagi ekonomicznej – informuje PKP Intercity. Ten mechanizm badania równowagi w procedurze otwartego dostępu (dającego możliwość uruchomienia połączeń komercyjnych) jest narzędziem do sprawdzenia, czy proponowane nowe kolejowe przewozy pasażerskie nie stanowiłyby zagrożenia dla istniejących połączeń dotowanych i nie powodowałyby wzrostu obciążenia finansów publicznych. Wcześniej PKP Intercity dla ochrony własnych interesów chętnie z tego narzędzia korzystało.
Czytaj więcej
Dwóch przewoźników z Czech wnioskuje o dostęp do polskich torów. Mogą rozkręcić konkurencję na kolei.