Boeing 787 dreamliner należący do Ethiopian Airlines zaryzykował podejście i wylądował bezpiecznie, chociaż z kłopotami, bo płyta lotniska zalana była wodą, a maszyna przechodziła przez lekkie turbulencje. Trajektorię lotu afrykańskiego przewoźnika śledziło na FlightRadarze ponad 8 tysięcy pasjonatów lotnictwa. Był to najbardziej obserwowany rejs tego dnia. A tak silnego wiatru ( wiał z prędkością 210 km/godz) w Hongkongu nie notowano od 2018 roku.
Kontrolerzy lotów w byłej brytyjskiej kolonii byli pełni podziwu dla umiejętności pilotów.
Całe to wydarzenie zapewne pozostałoby jedynie jako incydent w mediach społecznościowych. Ale warto zwrócić uwagę na wyjątkowe wyszkolenie etiopskiego pilota, bo nie każdy kapitan byłby w stanie sprowadzić maszynę na ziemię w tak ekstremalnych warunkach.
Kiedy w marcu 2019 roku B737 MAX należący do tego samego przewoźnika spadł pod Addis Abebą , Boeing przy wsparciu ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa usiłował przekonać, że przyczyną katastrofy, w której zaginęło 149 pasażerów i cała załoga było słabe wyszkolenie pilotów. — Żeby prowadzić takie samoloty trzeba mieć skończone wyższe studia, najlepiej MIT — mówił wtedy Donald Trump. A Boeing starał się zrzucić winę na przewoźnika. Teraz Ethiopian udowodnił, że jego piloci są naprawdę dobrze wyszkoleni. Boeing zresztą potem przyznał, że samoloty miały wadę. Jej usunięcie zajęło wtedy ponad 2 lata.