Strajk ma potrwać w poniedziałek od godziny 6 rano do 24. Klienci w całej Polsce mogą mieć przez to do końca dnia problem z zamówieniem przejażdżki poprzez aplikację.
Protestujący domagają się przede wszystkim obniżenia prowizji o co najmniej 10 proc. oraz powrotu do stawek sprzed wakacji, które miały zostać pomniejszone tylko na okres letni w związku z podwyżkami ubezpieczeń OC i AC oraz wzrostem cen paliw, jednak ich niski poziom utrzymuje się do dziś. Kierowcy za spadek wynagrodzeń obwiniają również Ukraińców, którzy "gotowi są jeździć za kilka złotych za godzinę".
Żądają też skrócenia czasu oczekiwania na pasażera w centrum miasta do 2 min. oraz sprawiedliwego przyznawania zleceń, a więc żeby klient wywoływał kierowcę, który znajduje się najbliżej.
Pracownicy Ubera, choć mają ze sobą utrudniony kontakt, namawiają siebie nawzajem do przystąpienia do protestu poprzez media społecznościowe oraz bardziej bezpośrednie metody. - Kierowców, którzy nie wiedzą o proteście lub chcą się z niego wyłamać będziemy zamawiać z aplikacji Pasażera i anulować po 4 min. Chyba, że auto dotrze na miejsce w czasie krótszym niż 4 min, to informujemy kierowcę o akcji – piszą organizatorzy protestu na Facebooku.
Firma uspokaja jednak, że liczba protestujących jest w rzeczywistości niewielka i akcja nie wywoła poważnych utrudnień dla pasażerów. Jak zaznacza rzeczniczka Ubera, Ilona Grzywińska, zdecydowana większość kierowców jest zadowolona ze swoich warunków pracy i nie zamierza wziąć udziału w strajku. Dodała, że od rana z aplikacji skorzystała dziś porównywalna liczba kierowców, co w każdy inny poniedziałek.