Mocno podzielona dotąd i skonfliktowana branża taksówkarska w Polsce łączy siły. Korporacje pogodził wspólny wróg – Uber. Jak ustaliła „Rzeczpospolita", licencjonowani przewoźnicy zamierzają za dwa miesiące zorganizować ogólnopolski protest przeciwko nielegalnej – ich zdaniem – konkurencji. – Wspólnie zawiązaliśmy już komitet protestacyjny. Teraz opracowujemy scenariusz działań – ostrzega Artur Oporski, prezes Ele Taxi.
Do tej pory miały miejsce tylko lokalne protesty utrudniające ruch w kilku największych miastach.
Branża taksówkarska liczy, że rząd ureguluje działanie w Polsce amerykańskiej aplikacji przewozowej. Chce, by kierowcy Ubera działali na takich samych zasadach jak taksówkarze. – Dziś 100 proc. kierowców jeżdżących z tą aplikacją nie ma uprawnień do świadczenia takich usług – zaznacza prezes Oporski.
Problem w tym, że przepisy, które miały znowelizować ustawę o transporcie, utknęły w resorcie infrastruktury.
Duński cios
Tymczasem w Danii wprowadzono właśnie przepisy zmuszające kierowców korzystających z Ubera m.in. do posiadania w samochodach taksometrów i czujników-liczników w siedzeniach pasażerów. W efekcie amerykańska firma zdecydowała się wycofać z tego kraju. Czy taksówkarze w Polsce mogą liczyć na podobny scenariusz? Można wątpić. Pozytywnie o Uberze wypowiadali się bowiem, cytowani już wcześniej w „Rzeczpospolitej", przedstawiciele resortów cyfryzacji, infrastruktury czy UOKiK. Teraz do tego grona dołączyło Ministerstwo Finansów, według którego popularność amerykańskiej aplikacji na polskim rynku jest efektem m.in. niskiej jakości usług świadczonych przez licencjonowanych taksówkarzy.