W oświadczeniu opublikowanym 22 listopada FAA poinformowała, że otrzymała w tym roku już ponad 300 raportów dotyczących awantur na pokładach samolotów. Wywoływali je pasażerowie pijani bądź po zażyciu narkotyków. Gwałtowne przyspieszenie wzrostu liczby takich incydentów ma związek ze zwiększającą się liczbą połączeń zawieszonych z powodu pandemii COVID-19. Prezes FAA, Steve Dickson nie ukrywa, że więcej incydentów jest na pokładach samolotów linii lotniczych, które po pandemicznej przerwie przywróciły podawanie alkoholu. Napoje wysokoprocentowe można kupić także w lotniskowych barach, gdzie jest mnóstwo ofert na „alcohol to-go”. Dla wielu pasażerów był to sygnał, że dozwolone jest wnoszenie drinków na pokład samolotu. A to nie jest prawda.
Steve Dickson zwrócił się właśnie do właścicieli lotniskowych barów, aby sprzedając alkohol jednocześnie informowali, że musi on zostać wypity jeszcze na ziemi. I że „to-go” wcale nie oznacza zgody na picie na pokładzie.
Wśród ukaranych przez FAA jest między innymi pasażer Southwest Airlines, który leciał z San Jose do San Diego. Kupił alkohol na lotnisku i pił go na pokładzie, a kiedy stewardesa zwróciła mu uwagę, pobił ją. W momencie, kiedy samolot już zbliżał się do lądowania w San Diego, odpiął pasy i poszedł do toalety zapalić marihuanę. Załoga skontaktowała się z agentami na lotnisku, pasażera aresztowano, chociaż bardzo się opierał. FAA ukarała go grzywną w wysokości 41 tys. dolarów.
Mniej, bo 24 tys. dolarów zapłacił pasażer Delta Airlines lecący z Fort Myers do Detroit. On z kolei kilkakrotnie podczas podróży zdejmował maseczkę, przeklinał, a współpasażerów oskarżał o kradzieże. Kiedy załoga próbowała go uspokoić argumentował, że w Ameryce jest wolność wypowiedzi i ma prawo mówić co chce. Ostatecznie został przesadzony do ostatniego rzędu foteli, bo personel pokładowy uznał, że stanowi on zagrożenie dla współpasażerów. Okazało się również, że był już pijany, kiedy wsiadał do samolotu. Przy wyjściu z samolotu w Detroit też witała go policja, ale rejs był opóźniony o 45 minut, bo funkcjonariusze musieli dojechać na lotnisko.