Chaos dotknął porty lotnicze na całym świecie od Waszyngtonu, przez londyńskie Heathrow i Lotnisko Chopina w Warszawie po sinagapurskie Changi.
Loty były opóźnione, wiele czynności dotychczas zautomatyzowanych personel naziemny musiał wykonywać ręcznie, bo na lotniskach wygasła większość monitorów.
Z tablicy wyświetlającej godziny odlotów na warszawskim lotnisku Chopina wynikało, że opóźnienie od 40 minut - półtorej godziny ma przynajmniej co drugi rejs.
— Staramy się minimalizować skutki awarii - powiedział „Rzeczpospolitej” Adrian Kubicki, rzecznik prasowy LOT. — Ściągnęliśmy na lotniska dodatkowy personel, który wprowadza wszystkie dane ręcznie. Zależy nam na tym, aby opóźnienia, które są nieuniknione w tej sytuacji były naprawdę niewielkie. Zwłaszcza zależy nam na jak najbardziej punktualnym odlocie rejsów atlantyckich, które odlatują po południu — dodał.
Rzecznik Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej, Mariusz Sokołowski zapewniał z kolei, że nie ma jakiegokolwiek zagrożenia bezpieczeństwa lotów, natomiast same rejsy - przyznał - z powodu kłopotów z wejściem pasażerów na pokład będą opóźnione.