Nareszcie politycy stają się użyteczni w codziennym życiu. Inna sprawa, czy można im wierzyć. Jeszcze inna – czy komukolwiek, oprócz tatrzańskich baców, można wierzyć w prognozy pogody. Ale pomysł, by oddać meteorologię parlamentarzystom, uważam za słuszny. Może nareszcie znikną z ekranów te beznamiętne monologi i jednakowa u wszystkich prowadzących gestykulacja przed mapą. Wyobraźmy sobie na przykład, że prognozę prowadzą na przemian prezydenci RP. Każdy w swoim stylu. Rozpoznacie państwo? „Ogłaszam śnieg. Na obszarze całego kraju. Są zaspy. Których przekraczać nie wolno”. Albo „A co ja mogę zrobić, że pada? Ludzie, ja miałem inny wariant, ja jeździłem, przekonywałem. Ja mówiłem już w maju: sypcie piasek, sypcie sól. Jak mnie nie słuchali, to niech się teraz ślizgają”. Albo „Śniegu i mrozie, nie idźcie tą drogą. Bo my się was nie boimy, gdyż... gdyż... mamy góralską herbatkę”. Albo „Śnieg, który spadł w Polsce, to jest śnieg polski. To jest śnieg polski dlatego, że spadł w Polsce. Spadł w Polsce nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni”. A może obsadzić także premierów? „Prawdziwego bałwana poznaje się nie po tym, jak go lepią, ale po tym, jak się topi”. Albo „My stoimy teraz tu, gdzie stała górka, a oni tam, gdzie stały bałwany”. Albo „Niech każdy chwyci marcheweczkę, weźmie garneczek i biegnie do sąsiada. Polacy muszą uwierzyć, że zima to jest dla nich wielka szansa ulepienia czegoś wspaniałego!”. Czy nie byłoby fajnie? Piszmy petycje do TVN, że Borowski był cudowny. Niech zaproszą pozostałych. Pogoda dla polityków, polityka dla baców. Ani sie łobejzymy, jak sie polepsy. Syćkim bacom.